Błyszczące, ostro pomarańczowe nadwozie błyskawicznie wyróżniało się w strumieniu warszawskiego ruchu. Kierowcy i przechodnie podchodzili bliżej, próbując rozszyfrować emblemat nieznanej im marki i ustalić, co kryje się pod długą maską tego nietypowego shooting brake’a. Okazało się, że pojazd noszący białoruskie tablice to Zeekr 001 – elektryczne kombi segmentu premium, które oficjalnie nie jest dostępne w Polsce, a mimo to zaliczyło nieformalny debiut na jednej z warszawskich ulic.

Styl nadwozia i nazwisko, które budzi respekt

Miękko opadająca linia dachu, muskularne nadkola i charakterystyczna listwa świetlna biegnąca przez całą szerokość tylnej klapy zdradzają, że przy projektowaniu nie oszczędzano na detalach. Autorem sylwetki jest Stefan Sielaff – projektant, który wcześniej odpowiadał za kształty Audi A7, Mercedesa CLS czy Bentleya Flying Spur. W nowym chińskim projekcie przeniósł europejską elegancję do świata samochodów elektrycznych, łącząc praktyczną bryłę kombi z proporcjami typowymi dla sportowych coupé. Efekt? Samochód, który nawet zaparkowany staje się tematem spontanicznych dyskusji o designie.

Moc, która przenosi rodzinne kombi do świata supersamochodów

Najnowsza specyfikacja modelu – oznaczona roboczo AWD Ultra – wykorzystuje dwa silniki elektryczne o łącznej mocy 925 KM. Dzięki natychmiastowemu dostępowi do 1000 Nm momentu obrotowego sprint od 0 do 100 km/h trwa jedynie 2,8 s, co stawia rodzinne kombi w gronie najszybszych aut drogowych. Co ważne, Zeekr utrzymuje stabilność nie tylko w prostoliniowym przyspieszaniu: standardowy napęd na cztery koła współpracuje z zaawansowanym systemem rozdziału momentu, poprawiając przyczepność na mokrej lub zaśnieżonej nawierzchni – cecha nie do przecenienia w środkowoeuropejskim klimacie.

Napięcie 900 V i ładowanie krótsze niż przerwa na kawę

Sercem technologii jest 95-kilowatogodzinna bateria oparta na architekturze 900 V. Tak wysoki woltaż pozwala podnieść moc ładowania powyżej 400 kW, dzięki czemu uzupełnienie energii od 10 do 80 proc. zajmuje niespełna siedem minut, a pełne naładowanie trwa około 13 minut. Dla kierowcy oznacza to, że czas postoju przy ultraszybkiej ładowarce jest krótszy niż standardowa wizyta na stacji benzynowej – zwłaszcza jeśli uwzględni się kolejkę do kasy czy kilka minut spędzonych na myjni. Deklarowany zasięg według normy WLTP przekracza 600 km, co przy tak krótkich przerwach na doładowanie czyni Zeekra pełnoprawną alternatywą dla pojazdów spalinowych w trasach między miastami.

Cyfrowe wnętrze, nagłośnienie Yamahy i pięć gwiazdek bezpieczeństwa

Kabina została zaprojektowana wokół trzech ekranów: 14,6-calowego wyświetlacza multimedialnego, 8,8-calowych zegarów oraz 24,3-calowego przeziernego head-upu wyświetlającego dane w polu widzenia kierowcy. Całość dopełnia 22-głośnikowy system audio opracowany wspólnie z Yamahą, zapewniający wirtualny dźwięk 7.1 w trybie jazdy i kinowy przestrzenny efekt podczas postoju. Lista systemów wspomagających obejmuje radar o zasięgu 300 m, lidary nowej generacji i kamerę cofania 8 Mp, co w testach Euro NCAP przełożyło się na komplet pięciu gwiazdek. Producent oferuje też funkcję zdalnego parkowania i możliwość aktualizacji oprogramowania „over the air”, dzięki czemu układ autonomicznej jazdy ma być sukcesywnie rozszerzany.

Chińska ofensywa technologiczna i jej konsekwencje dla Europy

Za marką Zeekr stoi koncern Geely, właściciel Volvo, Polestara, Lotusa i marki Lynk & Co. Korzystając z globalnej platformy SEA (Sustainable Experience Architecture), firma zakłada produkcję wspólnych modułów baterii i napędów, które można skalować od miejskich hatchbacków po luksusowe limuzyny. Strategia ta minimalizuje koszty, a jednocześnie pozwala szybko wdrażać innowacje, czym Chińczycy zdążyli już wyprzedzić wielu europejskich konkurentów w dziedzinie szybkiego ładowania i oprogramowania. Zeekr sprzedał w ubiegłym roku ponad 100 000 egzemplarzy 001 w Chinach, a od 2023 r. rozpoczął dystrybucję w Holandii i Szwecji, planując wkrótce wejście do Niemiec, Francji i Danii. Warszawski epizod z pomarańczowym egzemplarzem to więc nie tylko ciekawostka, lecz także zapowiedź coraz bardziej realnej konkurencji dla lokalnych producentów, którzy mierzą się z wymagającymi regulacjami dotyczącymi emisji i rosnącym popytem na pojazdy elektryczne.