Kiedy kilka dni temu z ciekawości otworzyłem konfigurator Mercedesa, liczyłem na mały przełom: elektryczną odmianę CLA, która cenowo zbliży się do najtańszej Tesli. Nowa wersja rzeczywiście się pojawiła, ale zamiast efektu „wow” usłyszałem jedynie ciche „ups” mojego portfela. Czas więc przyjrzeć się, co tak naprawdę przygotowała marka ze Stuttgartu i czy hasło „dla mas” nie brzmi zbyt optymistycznie.
Od entuzjazmu do kalkulatora
CLA od kilku lat pełni rolę stylowego łącznika pomiędzy segmentem kompaktów a samochodami klasy średniej Mercedesa. Wersja 250+ pokazała, że można pożenić wysoki komfort z architekturą 800-woltową i niskim zapotrzebowaniem na energię. Problem? Cena startująca grubo ponad 250 tys. zł skutecznie eliminowała klientów, którzy do tej pory wybierali tradycyjne napędy. W teorii ratunek miał nadejść wraz z odmianą 200 – skromniejszą, lżejszą i przede wszystkim tańszą. Pierwsze liczby w konfiguratorze studzą jednak entuzjazm: minimalny próg to 209 900 zł, a kilka kliknięć wystarczy, by rachunek przekroczył 300 tys. zł. Konkurencyjna Tesla Model 3 RWD startuje w Polsce z pułapu ok. 206 tys. zł, a BMW i4 eDrive35 – z niecałych 238 tys. zł. Jak na „bilet wstępu” do świata premium, Mercedes trzyma się więc wersji absolutnego minimum, ale trudno mówić o cenowej rewolucji.
CLA 200 na papierze: bateria, zasięg i osiągi
Nowy wariant otrzymuje akumulator o pojemności użytkowej 58 kWh. Przy deklarowanym zużyciu energii poniżej 14 kWh/100 km przekłada się to na WLTP-owy zasięg 541 km – wynik lepszy od wielu konkurentów z podobnymi bateriami. Silnik o mocy 224 KM przenosi napęd na tylną oś, gwarantując sprint do „setki” w 7,5 s i prędkość maksymalną 210 km/h. Bagażnik? 405 l plus dodatkowe 101 l pod przednią pokrywą – smukłe nadwozie typu czterodrzwiowe coupé nie jest mistrzem praktyczności, ale daleko mu też do ciasnoty miejskich hatchbacków.
Ładowanie: 400 V czy 800 V – w czym tkwi różnica?
Najwięcej pytań wzbudza sekcja „ładowanie” w konfiguratorze. Producent deklaruje możliwość przyjmowania prądu o mocy do 320 kW, co brzmiałoby sensacyjnie, gdyby nie adnotacja o systemie 800-woltowym – tymczasem specyfikacja techniczna wersji 200 wskazuje układ 400-woltowy i moc 200 kW. Dla kierowcy oznacza to, że pełne wykorzystanie deklarowanej prędkości ładowania wymaga najnowocześniejszych stacji HPC, a czas od 10 do 80 procent powinien wynosić ok. 25 minut. Jeżeli jednak auto faktycznie ogranicza się do 400 V, na wielu polskich ładowarkach różnicy względem topowych 250+ nie odczujemy. Drobiazg? Dla użytkownika flotowego może być kluczowy przy planowaniu tras i czasu postoju.
Co można kupić za dodatkowe 90 tys. zł?
Wystarczy zaznaczyć pakiet stylistyczny „Black and Gold”, dorzucić skórzaną tapicerkę, większe felgi, matrycowe reflektory i adaptacyjne zawieszenie, aby kwota rośnie do ponad 300 tys. zł. Przy obecnych cenach energii i dopłatach rządowych – ograniczonych do aut poniżej 225 tys. zł – taka konfiguracja wypada z programów wsparcia. Trudno zatem oczekiwać, że klient indywidualny bez firmowych ulg zrezygnuje z tańszej Tesli w imię nieco wyższego poziomu wyciszenia kabiny.
Dla kogo naprawdę powstała wersja 200?
Patrząc na proporcje kosztów i możliwe korzyści podatkowe, najbardziej prawdopodobnym odbiorcą okazują się floty premium: kancelarie, działy sprzedaży czy hotele pragnące podkreślić ekologiczny wizerunek. Kierowca prywatny, nawet z zacięciem do „gwiazdy” na masce, szybko policzy, że porównywalne zasięgi i osiągi uzyska za mniejsze pieniądze. CLA 200 nie jest więc elektrykiem dla mas – bardziej skrojonym kompromisem pomiędzy tabelkami Excela a tabelą prestiżu. Mercedes wykonał krok w dobrym kierunku, ale prawdziwego przełomu w dostępności wciąż nie widać.