Niewielkie, oznakowane barierkami stanowiska rozstawione przy ruchliwych arteriach stolicy mierzą w czasie rzeczywistym to, czego kierowcy na co dzień nie widzą – faktyczną zawartość tlenków azotu, cząstek stałych i tlenku węgla w spalinach przejeżdżających aut. Warszawa uruchomiła właśnie drugą edycję zdalnego monitoringu emisji, aby sprawdzić, jak przez ostatnie lata zmienił się skład floty i jej wpływ na jakość powietrza. Akcja nie wiąże się z karaniem kierowców, lecz ma dostarczyć danych potrzebnych do oceny skuteczności Strefy Czystego Transportu i planowania kolejnych kroków w polityce klimatycznej miasta.

Technologia za czujnikiem: jak działa fotometryczny pomiar spalin

Sercem mobilnego laboratorium jest para spektrometrów – jeden pracuje w podczerwieni, drugi w zakresie ultrafioletu. Gdy pojazd przejeżdża przez wąski „korytarz” między nimi, urządzenia analizują pochłanianie promieniowania przez gazy wylotowe i w ułamku sekundy wyliczają stężenia NO, NO₂, CO, CO₂ oraz węglowodorów. Dodatkowa kamera skanuje tablicę rejestracyjną, a oprogramowanie dopasowuje wynik do danych o normie Euro, rodzaju paliwa i masie pojazdu. Cały proces trwa krócej niż mignięcie kierunkowskazu i nie wymaga zatrzymania auta. Dzięki temu możliwe jest przebadanie tysięcy samochodów dziennie, co daje przekrój bardziej reprezentatywny niż tradycyjne kontrole w stacjach diagnostycznych.

Rozwiązanie to stosują już Madryt, Zurych czy Bruksela – w każdym przypadku potwierdzono, że rzeczywiste emisje pojazdów miejskich potrafią znacząco odbiegać od wartości deklarowanych podczas homologacji. Dane z fotometrii pomagają też wyłapać tzw. „diesle z wyciętym filtrem DPF”, których laboratoryjne wyniki są dobre, lecz w codziennym ruchu generują ponadprzeciętną liczbę cząstek stałych.

Badania zamiast mandatów: jakie znaczenie ma projekt dla kierowców

Obecna kampania nie wiąże się z sankcjami administracyjnymi – pełni funkcję wyłącznie diagnostyczną. Informacje trafiają do miejskiej bazy i posłużą do budowy modelu emisji dla całej aglomeracji. Kontrolę przestrzegania zasad wjazdu do Strefy Czystego Transportu prowadzi natomiast Straż Miejska wyposażona w mobilne kamery oraz bazę Centralnej Ewidencji Pojazdów. Mandat – maksymalnie 500 zł – grozi tylko w sytuacji, gdy funkcjonariusze zatrzymają auto niespełniające przewidzianych norm. Zdalny pomiar fotometryczny nie generuje jednak żadnego wezwania ani punktów karnych.

Dla kierowców oznacza to, że przejazd przez stanowisko jest anonimowy i bezpieczny finansowo. Jednocześnie wyniki kampanii mogą w dłuższej perspektywie wpłynąć na politykę transportową: jeśli miasto odnotuje dużą liczbę pojazdów o podwyższonych emisjach, możliwe jest zaostrzenie wymogów wjazdu lub rozszerzenie strefy. Z drugiej strony, poprawa parametrów floty może opóźnić wprowadzanie ostrzejszych limitów.

Po co miastu twarde dane o emisjach

Unia Europejska dąży do obniżenia emisji tlenków azotu z transportu drogowego o 55 proc. do 2030 r., a polskie miasta, przygotowując Plany Działań na Rzecz Zrównoważonej Energii i Klimatu, muszą udokumentować, na ile wjazdowe strefy czy priorytety dla komunikacji zbiorowej wpływają na realizację celu. Zdalny monitoring ma pomóc w udzieleniu precyzyjnej odpowiedzi. Miasto liczy, że porównanie wyników z lat 2020 i 2024 pokaże, czy wymiana pojazdów na nowsze – głównie dzięki naturalnemu starzeniu się floty oraz rosnącej popularności hybryd i samochodów elektrycznych – przełożyła się na spadek emisji przyruchowej.

Dokładne pomiary są także niezbędne przy planowaniu lokalnych inwestycji: inteligentnych systemów sterowania ruchem, rozbudowy sieci ładowarek czy strategii ograniczania prędkości w centrum. Bez rzetelnych danych podejmowanie decyzji staje się loterią – a według szacunków Światowej Organizacji Zdrowia zanieczyszczenia powietrza w polskich miastach wciąż odpowiadają za tysiące przedwczesnych zgonów rocznie.

Warszawski pilotaż na tle europejskich trendów

Stolica nie jest pierwszą metropolią, która sięga po technikę „remote sensing”. Londyn już kilkakrotnie wykorzystywał podobne urządzenia, aby szacować, jak samochody rzeczywiście reagują na wprowadzenie ULEZ (Ultra Low Emission Zone). W Wiedniu zebrane wartości posłużyły do ustalenia priorytetów przy modernizacji autobusów miejskich. Na tym tle Warszawa wypada ambitnie – poza pomiarem emisji bierze pod uwagę także intensywność ruchu i warunki atmosferyczne, dzięki czemu powstaje kompleksowy model rozprzestrzeniania się zanieczyszczeń.

Coraz więcej miast traktuje takie badania jako standardowe narzędzie zarządcze, podobnie jak analizę natężenia ruchu czy pomiary hałasu. Jeżeli pilotaż w stolicy okaże się sukcesem, ZDM zapowiada możliwość instalacji stałych punktów pomiarowych przy wlotach do centrum. To z kolei pozwoliłoby na bieżąco śledzić, czy działania ograniczające ruch najbardziej emisyjnych aut rzeczywiście przynoszą wymierne efekty w powietrzu, którym oddychają mieszkańcy.