Czy samochody elektryczne emitują „elektrosmog”? Badanie ADAC pokazało prawdę
Od chwili, gdy na ulice wyjechały masowo pojazdy zasilane akumulatorami, obok rozmów o zasięgu i infrastrukturze ładowania pojawiło się pytanie, czy układy wysokiego napięcia nie wytwarzają przypadkiem szkodliwego „elektrosmogu”. Wzrosło ono szczególnie wśród osób, które obawiają się promieniowania radiowego z telefonów komórkowych. Czy kilkusetwoltowy napęd trakcyjny faktycznie tworzy zagrożenie dla zdrowia kierowcy i pasażerów?
Metodologia i zakres badań
Niemiecki automobilklub ADAC, we współpracy z Federalnym Instytutem Medycyny Środowiskowej FEMU, politechniką RWTH Aachen i laboratoriami Seibersdorf, przeprowadził jedną z najszerszych kampanii pomiarowych w tej dziedzinie. Zespół wykonał 975 000 indywidualnych odczytów w jedenastu samochodach elektrycznych, hybrydach plug-in oraz w dwóch motocyklach o napędzie bateryjnym. W roli grupy kontrolnej wystąpił spalinowy Opel Corsa zbliżony konstrukcyjnie do jego odmiany elektrycznej. Pomiarów dokonywano w komorze bezechowej, na torze testowym oraz w normalnym ruchu ulicznym. Sondy zamontowane w manekinach mierzyły pola magnetyczne i elektryczne od stóp po głowę, a symulacje komputerowe pozwoliły obliczyć pochłanianie energii przez ludzki organizm.
Wyniki w świetle obowiązujących norm
Uzyskane wartości okazały się zdecydowanie niższe od progów ustalonych przez Międzynarodową Komisję ds. Ochrony przed Promieniowaniem Niejonizującym (ICNIRP) i przyjętych w zaleceniach Rady UE 1999/519/WE. W zakresie niskich częstotliwości (do kilkuset herców) szczytowe natężenia pola magnetycznego w kabinie nie przekraczały 20 µT, podczas gdy dopuszczalny limit dla ludności wynosi 100 µT przy 50 Hz. W pasmach wysokich częstotliwości, typowych dla łączności bezprzewodowej, natężenia pola elektrycznego mieściły się poniżej 1 V/m — to kilkadziesiąt razy mniej niż przewidują normy dla ciągłej ekspozycji. Co ważne, różnice między pojazdem spalinowym a elektrycznym mieściły się w granicach błędu pomiarowego.
Skąd naprawdę pochodzi promieniowanie w kabinie
Analiza widmowa wykazała, że głównymi źródłami promieniowania elektromagnetycznego w nowoczesnych samochodach są moduły Bluetooth, radary systemów ADAS, anteny GSM/LTE i routery Wi-Fi, a nie układ napędowy. Inwertery i silniki trakcyjne generują pola o niskiej częstotliwości, lecz dzięki ekranowaniu kabli wysokiego napięcia, stosowaniu metalowej karoserii jako klatki Faradaya oraz filtrom EMC wartości te pozostają minimalne. Podobne poziomy rejestruje się zresztą w pojazdach spalinowych wyposażonych w układy start-stop, alternatory o regulowanej częstotliwości czy instalacje 48 V.
Fakty kontra teorie spiskowe
Badania ADAC wpisują się w szereg niezależnych studiów przeprowadzonych m.in. przez Uniwersytet w Lund, Agencję Ochrony Środowiska USA i kanadyjski Health Canada, które także nie potwierdziły zagrożenia związanego z ekspozycją na pola elektromagnetyczne wewnątrz pojazdów elektrycznych. Wyniki te podważają popularne w sieci tezy o „mikrofalnym kokonie” czy „wifivoodoo”. Dla codziennego użytkownika oznacza to, że podróż e-samochodem nie niesie większego ryzyka niż przejażdżka tradycyjnym autem, a poziom pól w kabinie jest wielokrotnie niższy niż w typowej kuchni wyposażonej w kuchenkę indukcyjną.