Automatyczne skrzynie biegów od lat zyskują popularność w ruchu miejskim, bo pozwalają uniknąć częstego wciskania sprzęgła i zmiany przełożeń. W korkach ujawnia się jednak ich słaby punkt: nieustanne przełączanie pomiędzy pierwszym a drugim biegiem potrafi w krótkim czasie zużyć elementy przekładni. Wielu kierowców nie zdaje sobie sprawy, że prosta zmiana trybu pracy skrzyni pomaga ograniczyć to zjawisko, a przy okazji podnosi komfort ruszania.

Automat w mieście: zalety i ukryte koszty

Klasyczny automat z konwerterem momentu zapewnia płynny start dzięki hydraulicznej przekładni między silnikiem a kołami, natomiast dwusprzęgłowe konstrukcje (DCT, DSG) wykorzystują dwa sprzęgła sterowane elektronicznie i potrafią zmieniać biegi niemal bez wyczuwalnej przerwy w przekazywaniu napędu. Oba rozwiązania chronią kierowcę przed mozolnym manewrowaniem lewą nogą, lecz każde z nich reaguje inaczej na wielokrotne, niskie prędkości. W przekładniach planetarnych zużyciu ulegają zestawy tarcz, łożyska i zawory hydrauliczne zarządzające ciśnieniem oleju. W dwusprzęgłowych skrzyniach najszybciej eksploatują się właśnie tarczki sprzęgieł oraz elektrozawory mechatroniki. Im częściej skrzynia decyduje się na przełączenie, tym więcej ciepła i tarcia powstaje wewnątrz obudowy, co w skrajnym przypadku może skrócić żywotność jednostki o kilkadziesiąt tysięcy kilometrów.

Co dzieje się wewnątrz przekładni przy niskich prędkościach

Gdy samochód toczy się tuż powyżej prędkości marszu, sterownik skrzyni nieustannie monitoruje obroty silnika i położenie pedału przyspieszenia. W trybie ekonomicznym algorytm dąży do utrzymania możliwie niskich obrotów, dlatego już przy lekko odjętym gazie potrafi wykonać szybką redukcję lub wrócić na wyższy bieg. Ten taniec przełożeń przeciąża hamulce olejowe lub tarcze sprzęgieł, a jednocześnie generuje dodatkową temperaturę w płynie ATF. Jeśli układ chłodzenia skrzyni nie nadąża z odprowadzeniem ciepła, film smarny może stracić właściwości, przyspieszając korozję i powstawanie osadów wewnątrz kanałów olejowych.

Sport zamiast Eco – dlaczego czasem warto?

Przełączenie dźwigni w pozycję „S” lub wybór programu sportowego na ekranie pokładowym zmienia priorytety sterownika. Skrzynia utrzymuje bieg dłużej, wprowadza silnik na wyższe obroty i unika skakania między przełożeniami przy każdej minimalnej zmianie prędkości. W efekcie redukujemy liczbę operacji sprzęgieł i zaworów, a co za tym idzie – ograniczamy zużycie ich powierzchni roboczych. Wyższe obroty pomagają też turbinie konwertera momentu (lub turbosprężarce silnika) pracować w optymalnym zakresie, wygładzając reakcję na gaz i poprawiając kulturę jazdy w kolumnie wolno toczących się aut.

Czy tryb S oznacza wyższe rachunki na stacji paliw?

Teoretycznie dłuższa praca na podwyższonych obrotach musi skutkować większym spalaniem, ale w praktyce różnice bywają zaskakująco małe. Badania flotowe przeprowadzone w Niemczech i Japonii pokazują, że przy niskich prędkościach, gdzie silnik nie osiąga pełnego obciążenia, wzrost może ograniczać się do 0,5–1,5 l/100 km. Decydujące są masa pojazdu, pojemność skokowa i sposób przyspieszania. Ponieważ skrzynia rzadziej redukuje i nie dopuszcza do dławienia jednostki napędowej, kierowca może utrzymywać płynniejszy rytm jazdy, co częściowo kompensuje dodatkowe obroty. Warto więc samodzielnie zmierzyć spalanie na znanej sobie, zakorkowanej trasie, by obiektywnie ocenić kompromis między ekonomią a ochroną przekładni.

Jak sprawdzić, czy twoja skrzynia odetchnie?

Uruchom program sportowy przy ruszaniu w porannym korku i obserwuj, jak długo skrzynia utrzymuje jedynkę lub dwójkę. Jeśli między 5 a 15 km/h nie pojawia się ciągła karuzela przełożeń, efekt został osiągnięty. Słuchaj pracy silnika: równomierny, stabilny pomruk bez szarpnięć świadczy o tym, że sprzęgła nie otwierają się i nie zamykają w kółko. Kontroluj temperaturę oleju skrzyni, jeśli pojazd wyświetla tę informację. Utrzymywanie jej poniżej 95°C w ruchu miejskim to dobry znak, że ograniczyłeś wewnętrzne tarcie. Notuj spalanie z komputera pokładowego na próbie kilku tankowań. Pozwoli to precyzyjnie określić koszt „profilaktyki” w dłuższym okresie.

Inne sposoby na długowieczność automatu

Tryb sportowy jest tylko jednym z narzędzi. Równie istotna pozostaje regularna wymiana oleju – wbrew powszechnym mitom zdecydowana większość producentów zaleca interwał 60 000–120 000 km. Warto też pilnować, by nie przeciążać skrzyni ciągłym pełzaniem: zamiast trzymać samochód na hamulcu z włączonym biegiem, lepiej czasem przełączyć w „N”, zdejmując obciążenie z pomp i sprzęgieł. Unikanie gwałtownych przełożeń podczas holowania czy pokonywania wysokich krawężników oraz zapewnienie czystości układu chłodzenia dodatkowo spowolni naturalny proces zużycia. Dzięki takiemu zestawowi nawyków kosztowny demontaż i remont przekładni może przesunąć się daleko poza granicę, przy której większość kierowców myśli o sprzedaży samochodu.