Szum wokół nadchodzącego supersamochodu Toyoty bierze się z faktu, że marka od dekad uchodzi za mistrza pragmatycznych rozwiązań – hybryd, rozsądnego spalania i niezmąconej niezawodności. Tymczasem japoński producent przygotowuje maszynę o sercu V8 wspomaganym elektrycznym boostem, której dźwięk więcej ma wspólnego z padokiem Le Mans niż z cichym Prius-em. To przełom, który zmusza do ponownego zdefiniowania, czym jest dzisiaj Toyota i do kogo tak naprawdę chce mówić.

Od Priusa do piekielnie szybkiej ósemki – metamorfoza wizerunku

Przełom XX i XXI wieku należał do hybrydowego Priusa – samochodu, który stworzył zupełnie nową niszę i zbudował reputację Toyoty jako pioniera eko-technologii. Jednocześnie w tle toczyła się zupełnie inna opowieść: Toyota 2000GT w latach 60., rajdowe Celiki GT-Four, legendarne Supry A80 oraz współczesne produkty działu Gazoo Racing, takie jak GR86 czy GR Yaris. To właśnie ostatnie lata, bogate w sukcesy w Rajdowych Mistrzostwach Świata i w Długodystansowych Mistrzostwach Świata FIA WEC, stworzyły grunt pod auto, które ma głośno przypomnieć, że odważna, sportowa strona Toyoty nigdy nie wygasła. Nadchodzące V8 jest więc naturalnym krokiem w ewolucji wizerunku: obok ekologii producent zaczyna stawiać emocje.

Anatomia projektu – co wiemy o nowym V8 z hybrydowym wsparciem

Choć fabryka w Aichi milczy o szczegółach, w branży krążą dość spójne informacje. Centralnie umieszczony, podwójnie doładowany silnik V8 o pojemności zbliżonej do 4 l współpracuje z układem elektrycznym, tworząc napęd plug-in hybrid o łącznej mocy przekraczającej 800 KM. Konstrukcja bazuje na karbonowej wannie, skrzynią biegów jest 8-stopniowa przekładnia dwusprzęgłowa, a całość ma ważyć poniżej 1 500 kg. Zespół inżynierów wykorzystuje doświadczenie z prototypu GR010 Hybrid, który zwycięża w klasie Hypercar na torze La Sarthe – identyczna architektura układu odzyskiwania energii (MGU) ma zapewnić natychmiastowy moment obrotowy na przedniej osi. Efekt to sprint 0–100 km/h w około 2,5 s i prędkość maksymalna przekraczająca 350 km/h.

Homologacja, marketing i pytanie: dlaczego nie Lexus?

Decyzja o umieszczeniu logo Toyoty zamiast Lexusa nie jest kwestią przypadku. Po pierwsze, przepisy przyszłej kategorii GT3 i ewentualne wymogi klasy LMGT3 nakazują producentom wytworzenie minimalnej liczby drogowych egzemplarzy, aby zyskać homologację do wyścigów. Toyota posiada większą, bardziej zdywersyfikowaną sieć sprzedaży niż luksusowa filia, co ułatwi dystrybucję serii liczącej kilka tysięcy sztuk. Po drugie, marka Gazoo Racing – rozwijana od ponad dekady – jest już rozpoznawalnym znakiem towarowym w świecie motorsportu i potrzebuje flagowego modelu drogowego, który uwiarygodni jej ambicje. Wreszcie, zaprezentowanie supersamochodu pod podstawową marką ma podkreślić, że ekscytująca technologia nie jest zarezerwowana wyłącznie dla elit, a z czasem może przenikać do bardziej dostępnych modeli.

Symfonia cylindrów w erze ciszy – dlaczego dźwięk wciąż ma znaczenie

Gdy producenci samochodów prześcigają się w deklaracjach całkowitej elektryfikacji, Toyota postanawia przypomnieć o roli, jaką w doświadczeniu kierowcy odgrywa akustyka. W swych czasach Lexus LFA udowodnił, że silnik może brzmieć jak instrument muzyczny – otwierał wówczas epokę komorowych komór dolotowych z włókna węglowego i tytanowego wydechu. Nowy projekt idzie dalej, integrując aktywne klapy wydechu z generowaniem przeciwciśnień MGU, by podkreślić barwę V8 bez sztucznego nagłośnienia z głośników. To głos sprzeciwu wobec anonimowej ciszy elektryków i jednocześnie ukłon w stronę kierowców, dla których ogniem pasji jest właśnie dudniące, mechaniczne brzmienie. Jeżeli Toyocie uda się przenieść tę filozofię także do przyszłych modeli drogowych, rynek może dostać nieoczekiwany sygnał: przyjemność z jazdy i odpowiedzialne podejście do emisji nie muszą się wykluczać.