Zakup samochodu z drugiej ręki bywa niczym negocjowanie kruchego rozejmu między portfelem a poczuciem bezpieczeństwa. Jedni wolą dopłacić za spokój wynikający z zakupu w komisie, inni wolą szukać okazji u prywatnych właścicieli, licząc, że różnicę w cenie przeznaczą na pierwsze tankowanie. Który scenariusz jest bardziej opłacalny? Odpowiedź zależy od tego, czy większą wartość ma gwarancja formalna, czy możliwość głębokich negocjacji i niższy koszt wejścia.
Rynek wtórny w liczbach i realiach prawnych
W Polsce co roku sprzedaje się ponad milion aut używanych, z czego szacunkowo dwie trzecie trafia do nowych właścicieli poprzez komisy lub inne podmioty handlowe. Pozostała część zmienia właściciela w wyniku bezpośrednich transakcji prywatnych. Od strony prawnej różnica jest znacząca: nabywca w komisie korzysta ze statusu konsumenta, a więc z prawa do rękojmi i – w przypadku niektórych firm – z dodatkowej gwarancji sprzedawcy. Gdy stronami są osoby fizyczne, rękojmia może zostać mocno ograniczona, a kupujący musi w praktyce udowodnić, że wada istniała przed sprzedażą, co bywa kosztowne i czasochłonne.
Zalety i ograniczenia zakupu w komisie
Profesjonalni sprzedawcy kuszą przede wszystkim formalnym bezpieczeństwem: faktura VAT-marża lub pełna faktura ułatwia rejestrację i ewentualne późniejsze roszczenia. Coraz częściej dealerzy oferują też programy gwarancyjno-serwisowe obejmujące od trzech do dwunastu miesięcy ochrony na kluczowe podzespoły. Plusem jest również możliwość skorzystania z podnośnika, jazdy testowej czy finansowania na miejscu. Minusy? Marża komisu podnosi cenę – według danych instytutów analitycznych zwykle o 7–10% – a wystawione pojazdy bywają wcześniej starannie przygotowane kosmetycznie, co może maskować drobne oznaki zużycia. Zdarza się również, że sprzedawca nie udostępnia pełnej dokumentacji serwisowej, zasłaniając się „ochroną danych poprzedniego klienta”.
Transakcja z osobą prywatną – niższy koszt przy większej odpowiedzialności
Ogłoszenia prywatne kuszą ceną niższą średnio o kilkanaście procent w stosunku do oferty komisowej. Sprzedający pozbywa się samochodu bez pośredników i często akceptuje negocjacje sięgające kilku tysięcy złotych, zwłaszcza jeśli auto od dłuższego czasu stoi bez zainteresowania. Jednak na kupującym spoczywa cały ciężar weryfikacji: od sprawdzenia numeru VIN w bazach kradzieżowych, przez wizytę na stacji diagnostycznej, aż po lekturę historii serwisowej w autoryzowanym warsztacie. Brak gwarancji oznacza, że ewentualna usterka silnika ujawniona tydzień po zakupie obciąża wyłącznie nowego właściciela, a odzyskanie pieniędzy bywa trudne nawet w sądzie.
Jak uniknąć kosztownych pomyłek – lista kontrolna dla kupującego
Bez względu na to, czy wybór padnie na komis, czy na ogłoszenie prywatne, warto przyjąć zestaw uniwersalnych zasad bezpieczeństwa. Po pierwsze, niezależna ekspertyza – kilkusetzłotowa wizyta u mechanika lub w autoryzowanej stacji to ułamek potencjalnych kosztów napraw. Po drugie, analiza dokumentów: książka serwisowa, faktury z warsztatów i raport z historii pojazdu pokażą, czy przebieg jest wiarygodny i czy samochód nie był wcześniej poważnie rozbity. Po trzecie, jazda próbna obejmująca różne prędkości i nawierzchnie pozwoli wychwycić nieregularne dźwięki, wibracje czy błędy komputera pokładowego. Wreszcie, zawsze warto zostawić sobie margines finansowy na pierwsze serwisowanie po zakupie – niezależnie od tego, jak bezbłędnie auto zaprezentuje się podczas oględzin.