Elektryczne samochody z miejskich gadżetów stały się pełnoprawnymi towarzyszami dalekich podróży. Dynamicznie rosnąca pojemność akumulatorów, gęsta sieć ładowarek i nowe modele rozliczeń sprawiają, że planowanie wyjazdu z Warszawy do Barcelony czy ze Szczecina w Alpy nie jest już logistycznym wyzwaniem, lecz zwykłą częścią codziennej mobilności. Czy jednak rzeczywiście podróż „na prąd” dorównuje pod względem kosztów i wygody jeździe klasycznym dieslem lub benzyną? Aby odpowiedzieć na to pytanie, przeanalizujmy liczby, infrastrukturę i realne doświadczenia kierowców.

Silnik spalinowy kontra bateria: porównanie ekonomiczne

Według danych Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów średnie zużycie paliwa dla popularnych rodzinnych SUV-ów z silnikiem Diesla oscyluje wokół 6,5 l/100 km. Przy cenie oleju napędowego 6,70 zł za litr pokonanie 100 km kosztuje około 44 zł. Dla odmiany nowoczesny elektryczny crossover o podobnej masie i aerodynamice zużywa na autostradzie 19–22 kWh/100 km, a w ruchu mieszanym 15–17 kWh/100 km. Przy ładowaniu w domu po stawce taryfy nocnej 0,90 zł/kWh koszt 100 km spada do około 15–17 zł. Nawet przy ładowaniu w sieci ultraszybkiej po 2,50 zł/kWh rachunek rzadko przekracza 50 zł, pozostając konkurencyjnym wobec paliw kopalnych w scenariuszu miejskim i górskim, a wyrównując się na autostradzie przy wysokich prędkościach.

Różnice potęgują się w perspektywie kilku lat eksploatacji. Raport międzynarodowej firmy analitycznej T&E wskazuje, że serwisowanie napędu elektrycznego jest o 20–30 proc. tańsze z powodu braku filtrów cząstek stałych, skrzyń biegów i układów wtryskowych. Koszty podatków oraz opłat rejestracyjnych w wielu krajach również przechylają szalę na stronę akumulatorów. Obiektywnie trzeba jednak dodać, że szybkie ładowanie na trasie jest dziś droższe niż energia z gniazdka, a więc pełna opłacalność wynika z umiejętnego łączenia obu sposobów zasilania.

Infrastruktura ładowania w UE i w Polsce: jak zmieniła się mapa punktów zasilania

Jeszcze pięć lat temu planowanie podróży elektrykiem przypominało układanie puzzli: kierowca musiał zawczasu sprawdzić operatorów, rodzaje złączy i godziny otwarcia stacji. Dziś sytuacja wygląda inaczej. Według zestawienia Komisji Europejskiej w 2023 r. na terenie Unii działało ponad 630 tys. publicznych punktów ładowania, z czego 70 tys. oferowało moc co najmniej 150 kW. Polska, choć startowała z niższego pułapu, przekroczyła próg 10 tys. punktów, a wzdłuż dróg ekspresowych funkcjonuje ponad 470 stacji wysokiej mocy.

Kluczowy jest jednak nie tylko wzrost liczby wtyczek, lecz ich rozmieszczenie i dostępność. Rozporządzenie AFIR narzuca od 2025 r. minimalną gęstość łączy co 60 km w korytarzach TEN-T, dzięki czemu na głównych trasach Europy ryzyko „utknięcia” spada do minimum. Dodatkowo większość sieci wprowadziła obsługę Plug&Charge, czyli automatyczne rozpoznawanie pojazdu po podłączeniu przewodu. Kierowca nie musi już żonglować kartami RFID ani instalować wielu aplikacji – wystarczy jedna umowa z operatorem lub z producentem samochodu.

Technologie ułatwiające podróż: planery trasy, systemy zarządzania energią i abonamenty

Nowa generacja nawigacji pojawiających się w modelach marek z grupy Stellantis, Volkswagena czy Hyundaia potrafi w czasie rzeczywistym wyliczyć optymalne przystanki z uwzględnieniem topografii, temperatury i aktualnego obłożenia stacji. Algorytm analizuje, czy opłaci się doładować akumulator do 80 proc. na szybkiej ładowarce, czy lepiej przejechać kolejne 60 km i skorzystać z tańszego punktu. W praktyce skraca to sumaryczny czas podróży o kilkanaście minut względem spontanicznego zatrzymywania się przy pierwszej napotkanej kolumnie.

Kwestia płatności również ewoluowała. Abonamenty typu „flat” pozwalają płacić jedną stawkę w kilkudziesięciu sieciach na terenie całej Unii, a programy flotowe obniżają cenę kilowatogodziny nawet o 40 proc. względem płatności ad-hoc. Co istotne, większość samochodów potrafi nagrzewać lub chłodzić akumulator przed planowanym postojem, co skraca sesję ładowania o kilka minut i stabilizuje żywotność baterii.

Praktyka na autostradzie i w górach: realne zużycie energii

Testy przeprowadzone w 2023 r. przez niemieckie ADAC pokazują, że przy prędkości 120 km/h zużycie energii w średniej wielkości elektrycznym sedanie rośnie o 10 proc. względem cyklu WLTP, natomiast przy 150 km/h – o 35 proc. Odpowiednikiem jest wzrost spalania diesla o około 25 proc. W praktyce pokonanie 400-kilometrowego odcinka autostrady wymaga jednego, 20-minutowego postoju dla pojazdów z akumulatorami 77–90 kWh i ładowaniem 150–250 kW.

Trasy alpejskie pokazują natomiast przewagi rekuperacji. Zjazd z przełęczy Grossglockner potrafi „odzyskać” do 7 kWh, co przekłada się na dodatkowe 40 km zasięgu. Samochód spalinowy spala w tym samym czasie dodatkowe paliwo na hamowaniu silnikiem lub zużywa tarcze i klocki. Różnice są szczególnie widoczne w konwoju kamperów, gdzie elektryczny van ze 120 kWh energii netto przejeżdża całą przełęcz bez postojów, a spalinowy musi doliczyć tankowanie na przedgórzu z powodu braku stacji wysoko w górach.

Czy elektryk sprawdzi się jako jedyne auto w rodzinie

Odpowiedź zależy od profilu użytkownika, lecz statystyki są jednoznaczne: ponad 80 proc. codziennych przejazdów w Polsce nie przekracza 50 km, a tygodniowo rzadko kiedy sumuje się więcej niż 350 km. Dla takiego wzorca nawet najmniejszy akumulator 40 kWh jest wystarczający, a podróże wakacyjne można obsłużyć większym modelem wypożyczonym w ramach car-sharingu, jeśli domowy pojazd nie spełnia wymagań zasięgu.

Coraz więcej rodzin decyduje się jednak na jeden uniwersalny model elektryczny zamiast dwóch samochodów różnych rodzajów napędu. Sprzyjają temu pakiety darmowego ładowania oferowane przez producentów, dopłaty rządowe i uprzywilejowanie w strefach czystego transportu. W dłuższej perspektywie czynnik ekologiczny – ograniczenie emisji CO₂ i hałasu – staje się równie ważny jak finanse. Wszystko wskazuje na to, że nadchodząca dekada ugruntuje pozycję elektromobilności nie tylko w miastach, ale i na dalekich trasach, a tradycyjna spalinówka przestanie być pierwszym wyborem kierowców planujących rodzinne wakacje.