Przez osiemnaście lat Kia Ceed zdążyła stać się motoryzacyjnym pewniakiem: powstawała w europejskiej fabryce marki, przyciągała siedmioletnią gwarancją i sprzedała się w ponad 1,6 mln egzemplarzy na Starym Kontynencie. Teraz kończy karierę, a jej miejsce zajmuje K4, kompakt o bardziej awangardowej linii i zupełnie nowym kokpicie. Dla kierowców oznacza to dwie rzeczy: po pierwsze – powoli trzeba przyzwyczajać się do nowego modelu, po drugie – na placach dealerów lądują ostatnie sztuki Ceeda z dużymi obniżkami, których raczej nie zobaczymy ponownie.

Nowy rozdział: K4 na horyzoncie

Następca wchodzi do segmentu z zupełnie inną filozofią stylistyczną. K4 ma dłuższy rozstaw osi, nadwozie przypominające fastback i kabinę z dwoma zakrzywionymi wyświetlaczami. Widać inspiracje elektrycznym EV6, a wnętrze zyskuje więcej przestrzeni dla pasażerów z tyłu. Równocześnie producent ogranicza wybór karoserii: zamiast hatchbacka, kombi i shooting brake’a pozostaje tylko pięciodrzwiowy liftback. Za to gama napędów będzie mocno zelektryfikowana już od debiutu, włącznie z hybrydą plug-in.

Ile dziś trzeba zapłacić za ostatnie egzemplarze Ceeda?

Cennik wersji z końcówki produkcji startował oficjalnie od 102 900 zł, ale w praktyce stany magazynowe wyprzedawane są średnio o 20–30 tys. zł taniej. Na portalach ogłoszeniowych nietrudno trafić na pięciodrzwiowego hatchbacka z silnikiem 1.5 T-GDi (140 KM), manualem i klimatyzacją automatyczną poniżej 89 tys. zł. Kombi – szczególnie lubiane przez firmy, pocztę i policję – można znaleźć za mniej niż 100 tys. zł nawet w parze z dwusprzęgłową skrzynią 7DCT. Jeszcze niższe ceny dotyczą aut demonstracyjnych lub po drobnych naprawach lakierniczych; w skrajnych przypadkach rabat przekracza 30 tys. zł.

Pakiety wyposażenia, czyli co klienci wybierają najchętniej

Najpopularniejsza konfiguracja nosi nazwę Tribute. Zawiera bezkluczykowy dostęp, przednie i tylne czujniki parkowania, podgrzewaną kierownicę i fotele oraz elektrycznie regulowane podparcie lędźwiowe. Nie jest to najwyższy poziom w tabeli, ale w zestawieniu z obniżoną ceną wypada atrakcyjnie. Dla oszczędnych dealerzy proponują bazową odmianę S, natomiast osoby chcące „wszystko” mogą polować na wersję GT-Line, gdzie dochodzą reflektory LED-owe „full”, sportowe fotele i 18-calowe felgi.

Z kim Ceed mierzy się na finiszu kariery?

• Volkswagen Golf – lider segmentu, ale wyraźnie droższy: auto w zbliżonej specyfikacji przekracza 120 tys. zł. Niższe kwoty dotyczą jedynie pojazdów testowych, a gwarancja wynosi standardowe dwa lata. • Ford Focus – potrafi zejść poniżej 100 tys. zł, jednak oferuje jedynie trzycylindrowe silniki EcoBoost o dość wysokiej kulturze, lecz mniejszej trwałości od jednostek czterocylindrowych. • Hyundai i30 – techniczny krewny Ceeda, szybko znika z ofert wyprzedażowych; aut z automatem i silnikiem 1.5 T-GDi trzeba szukać w okolicach 102–105 tys. zł.

Kto najbardziej skorzysta na wyprzedaży?

Dla nabywcy indywidualnego liczy się prosta konstrukcja, niskie koszty serwisu i jedna z najdłuższych gwarancji w branży. Ceed spełnia te kryteria, a brak rozbudowanych systemów hybrydowych oznacza niższą masę i mniej przyszłych wydatków eksploatacyjnych. Floty, które patrzą głównie na emisję CO₂, przerzucają się już na modele z napędem miękkiej lub plug-in hybrydy, lecz prywatny kierowca szukający sprawdzonego auta z manualem lub dwusprzęgłowym automatem powinien zainteresować się ostatnimi sztukami Ceeda, zanim w salonach na dobre rozgości się K4.