Pomarańczowe Daewoo Tico o pojemności 796 cm³, ważące niecałe 700 kg, nie kojarzy się z wyprawami przez oceany ani z alejami Dubaju, gdzie na co dzień królują supersamochody warte miliony dolarów. A jednak właśnie takim autem dwójka entuzjastów podróży z Gdyni przejechała setki kilometrów po Zjednoczonych Emiratach Arabskich, udowadniając, że najważniejsza jest odwaga i logistyka, a nie rozmiar silnika.

Niewielki samochód, wielkie ambicje

Właściciele miejskiego malucha mają już na koncie dwie spektakularne eskapady: objazd Stanów Zjednoczonych, podczas którego pokonali około 13 000 km od wybrzeża do wybrzeża, oraz trawers Islandii, gdzie mierzyli się z surowymi drogami F-Route i nieprzewidywalną pogodą. W obu projektach Tico, produkowane w latach 1991–2001 i znane w Polsce głównie jako budżetowy środek transportu, okazało się zadziwiająco dzielne. Te doświadczenia stały się trampoliną do kolejnego pomysłu – przetestowania auta w ekstremalnym klimacie Bliskiego Wschodu.

Jak wysłać miejskie autko na inny kontynent

Kluczowym wyzwaniem był transport pojazdu do portu Jebel Ali. Samochód trafił do kontenera w Antwerpii, skąd statkiem handlowym popłynął do Emiratów. Rejs trwał około 45 dni, a formalności celne i ubezpieczeniowe zajęły dodatkowe dwa tygodnie. Największą biurokratyczną przeszkodą okazał się Carnet de Passage – międzynarodowy dokument funkcjonujący jak “paszport” pojazdu, wymagany przy czasowym imporcie w wielu krajach pozaunijnych. W praktyce oznacza to wpłatę kaucji i wykupienie gwarancji celno-podatkowej, co w tym przypadku podniosło całkowity koszt operacji do blisko 18 000 zł w dwie strony, nie licząc 20 000 zł depozytu zwrotnego.

Zderzenie z pustynną rzeczywistością

Dubaj przywitał podróżników temperaturami sięgającymi 45 °C, które w ruchu miejskim mogą windować temperaturę cieczy chłodzącej znacznie powyżej nominalnych 90 °C. Po kilku godzinach jazdy zużyta opaska rzepowa wpadła w wentylator, uszkadzając bezpiecznik od chłodnicy. Konieczna była szybka, prowizoryczna naprawa w przydrożnym warsztacie klimatyzacji samochodowych, co samo w sobie ilustruje kontrast między technologiczną ekstrawagancją Emiratów a skromnymi potrzebami Tico. Paradoksalnie to właśnie minimalne gabaryty auta pozwoliły łatwo znaleźć miejsce parkingowe nawet wśród masywnych SUV-ów – w Dubaju standardowe stanowiska mają ponad 2,5 m szerokości, więc dla Tico pozostawało sporo marginesu.

Pomyślny egzamin i nowe horyzonty

Po tygodniu intensywnego zwiedzania, sesjach fotograficznych na tle Burdż Chalifa i pustynnych wydm, a także testach układu chłodzenia w korkach Sheikh Zayed Road, niewielki hatchback wrócił na statek w drodze do Europy. Gdynianie deklarują, że projekt dopiero nabiera tempa – kolejnym celem jest przejazd przez Kanadę trasą od Atlantyku do Pacyfiku. W ich ocenie to właśnie długie dystanse, regularne, umiarkowane prędkości i łatwość serwisowania sprawiają, że Tico czuje się “w trasie” najlepiej. Jeśli plan dojdzie do skutku, samochód pokona łącznie około 20 000 km, a przy okazji stanie się jednym z nielicznych egzemplarzy tego modelu, które zaliczyły trzy kontynenty i dwa oceany.