Konfigurator Porsche potrafi być groźniejszy od czarnej dziury – wystarczy kilka minut, by pochłonął cały miesięczny limit na karcie. W moim przypadku przekroczenie psychologicznej bariery miliona złotych zajęło dokładnie 180 sekund i zaledwie dwanaście kliknięć. Ktoś powie: „przecież bazowa cena wygląda rozsądnie”. Owszem, ale to tylko bilet wstępu do finansowego roller-coastera.

Tak wygląda nowy Porsche Cayenne Electric w bazowej specyfikacji.

Spalinowe czy elektryczne? Pojedynek cen i osiągów

Tradycyjne Cayenne z trzylitrowym V6 startuje z pułapu 479 000 zł, oferując 353 KM i sprint do setki w równe 6 s. Dla porównania, wersja czysto elektryczna wyceniona na 446 000 zł dysponuje 442 KM, czyli o blisko 90 KM więcej, a do 100 km/h dobija w 4,8 s. Zasięg do 806 km zapewnia bateria pracująca w architekturze 800 V, co pozwala uzupełnić energię od 10 do 80 % w niecałe 25 minut przy mocy ładowania 270 kW.

Nad wszystkimi wersjami króluje Turbo Electric za 727 000 zł. Tutaj liczby brzmią jak wizytówka supersamochodu: 1 156 KM, 1 500 Nm i 3,0 s do „setki”. Spalinowy odpowiednik Turbo GT z 659 KM kosztuje o około 50 tysięcy więcej, lecz przyspiesza minimalnie wolniej – oto paradoks segmentu.

Co dostajemy w standardzie

Porsche broni się tym, że już na starcie klient nie czuje się „goły”. Rolę otwieracza drzwi do świata marki pełnią 20-calowe felgi Aero, matrycowe reflektory LED, elektrycznie sterowane i podgrzewane fotele w ośmiu kierunkach, sportowa kierownica obszyta skórą, dwustrefowa klimatyzacja, zawiasy z miękkim domykaniem, cyfrowe zegary i wygięty wyświetlacz centralny. Do tego dochodzi dziesięciogłośnikowy zestaw audio – wystarczający, jeśli nie planujemy zamienić bagażnika w filharmonię.

Lista dodatków – drobne kliknięcia, wielkie liczby

Oto kilka przykładów, jak szybko rośnie rachunek:

• lakiery specjalne (8 500–14 000 zł), • felgi 22” w kolorze Satin Neodyme (21 300 zł), • pakiet Off-Road z metalową osłoną podwozia (11 353 zł), • dach panoramiczny z regulowaną przeziernością (23 844 zł), • hak o uciągu 3,5 t (5 799 zł), • wielobarwne pasy bezpieczeństwa (1 819 zł), • czterostrefowa klimatyzacja (4 009 zł), • dźwięk sportowy „Electric Sport” (2 277 zł), • head-up z rozszerzoną rzeczywistością (10 893 zł), • Burmester 3D High-End Surround (27 285 zł), • aktywne zawieszenie Active Ride (37 906 zł), • ceramiczne hamulce PCCB (42 323 zł).

Dołóżmy skrętną tylną oś (7 750 zł), herby na zagłówkach (1 483 zł) i już przekraczamy 1 000 000 zł, nie wysiadając z fotela.

Jak kupować z głową

W codziennej eksploatacji kluczowe są trzy punkty: adaptacyjne zawieszenie (komfort), pompa ciepła (zasięg w zimie) i pakiet asystentów (spokój w korkach). W praktyce oznacza to około 50 000 zł ponad bazę, co winduje cenę elektrycznego Cayenne do nieco powyżej pół miliona. Reszta – od emblematów w kolorze złota po ceramiczne tarcze – służy głównie satysfakcji właściciela i budowaniu legend o „najdroższym SUV-ie na osiedlu”. Pamiętajcie: kliknięcie jest darmowe, rachunek już nie.