Wieczorami, zamiast liczyć owce, przeglądam konfiguratory elektryków, które mogłyby zaparkować pod moją kamienicą bez groźby bankructwa. Im dłużej śledzę te oferty, tym częściej dochodzę do wniosku, że u Fiata spotkały się dwie szkoły myślenia: „dajmy ludziom coś śmiesznie taniego” oraz „a resztę niech broni się sama”. Efekt? Grande Panda bryluje niczym influencer na pokazie mody, a pozostałe modele czekają przy ścianie jak goście, których nikt nie zaprosił do tańca.

Ewolucja elektrycznej rodziny z Turynu

Niewiele marek przejechało tak wyboistą drogę do elektromobilności jak Fiat. Od debiutu pierwszej pięćsetki na prąd w 2013 roku minęła dekada, podczas której włoski producent zdążył wycofać się z USA, przejść fuzję z grupą PSA i finalnie wylądować w koncernie Stellantis. W tym czasie europejscy konkurenci pompują miliardy w nowe platformy, a Fiat – zgodnie ze swą tradycją – próbuje rozwiązywać problemy sprytem oraz przyjaznym portfelem cennikiem. Najnowszy rozdział tej historii pisze Grande Panda, zaprojektowana na wspólnej platformie STLA Small, której koszty rozłożono na kilka marek (m.in. Citroëna i Peugeota), co pozwoliło zejść z ceny na poziom budzącym emocje nawet u sceptyków elektromobilności.

Grande Panda – budżetowy czempion na sterydach dopłat

Najtańszy bilet do świata prądu we włoskiej stajni? Grande Panda w ofercie finansowania skonstruowanej tak, by rata miesięczna nie przekraczała ceny biletu miesięcznego w warszawskim metrze. W zestawieniu z programem „Mój Elektryk” (dopłata do 27 000 zł dla osób fizycznych i 70 000 zł dla firm car-sharingowych) realny koszt użytkowania spada do okolic 250 zł brutto, a przedsiębiorcy potrafią zejść poniżej 200 zł netto. Za tę sumę klient dostaje akumulator 44 kWh, motor 83 kW i deklarowany zasięg 320 km WLTP. Na papierze szału nie ma, ale w mieście to wartości więcej niż wystarczające: od 0 do 100 km/h w 11 s, prędkość maksymalna 132 km/h. Najważniejsze jednak, że stylistyka zgrabnie łączy retro-kostkę Pandy z pikselową nowoczesnością, więc samochód przyciąga spojrzenia – zupełnie odwrotnie niż większość segmentu A, który często straszy plastikową abnegacją.

Fiat 500e i 600e – gwiazdy przyćmione wewnętrznym słońcem

Gdyby nie agresywna kampania Pandy, elektryczna pięćsetka wciąż grałaby pierwsze skrzypce jako ikona designu. Niestety dla niej, mniejszy akumulator (23,8 kWh lub 42 kWh) i skromny bagażnik 150 l wyglądają blado w porównaniu z nową kuzynką. Przy zasięgu 190–320 km trudno usprawiedliwić cenę startującą w salonach od 160 000 zł bez dopłat. Lepszym partnerem do dłuższej podróży jest 600e: bateria 54 kWh, zasięg 400 km, prędkość maksymalna 150 km/h, przyspieszenie 9 s do setki. Brzmi kusząco, dopóki nie spojrzymy na cennik wynajmu długoterminowego – w granicach 1200 zł netto miesięcznie. To pięciokrotnie więcej niż Grande Panda. W praktyce oznacza to, że entuzjaści stylu mogą wybrać 500e w wersji specjalnej (np. La Prima) albo 600e za rozsądną cenę w wyprzedażach rocznika, ale masowego klienta przekonała już Panda.

Konkurencja nie śpi – Dacia i chińskie maluchy

Rynek miejskich elektryków staje się tłoczny jak Rzym w sierpniowe południe. Dacia Spring po ostatnim liftingu oferuje 65 KM, akumulator 26,8 kWh i realny koszt zakupu po dopłatach poniżej 80 000 zł. Z kolei chiński Leapmotor T03 kusi ceną startową około 100 000 zł i ratami w granicach 99 zł miesięcznie w krótkotrwałych kampaniach. Jednak większość importowanych modeli wciąż cierpi na słabą sieć serwisową lub braki w homologacji na niektóre rynki UE. Fiat wykorzystuje to, proponując produkt „made in Europe”, objęty pełną gwarancją Stellantis i dostępną od ręki infrastrukturą serwisową – argument ważny dla niejednego floty kierowcy.

Quo vadis, Fiat?

Obserwując wyniki pierwszego kwartału 2024 roku, w którym Grande Panda zebrała ponad 15 000 zamówień w samej Italii, staje się jasne, że marka postawiła wszystkie żetony na najbardziej przystępny model. Czy to strategia na dłużej? Stellantis zapowiada, że do 2027 roku wprowadzi siedem niewielkich elektryków w cenie „poniżej 25 000 euro”. Jeśli oferta Pandy utrzyma się na obecnym poziomie, Fiat może stać się europejskim championem popularyzacji EV – o ile nie utnie gałęzi, na której właśnie wygodnie usiadł, podnosząc ratę przy najbliższej aktualizacji cennika. Dla konsumentów oznacza to jedno: kto nosi się z zamiarem przesiadki na prąd, jeszcze nigdy nie miał tak atrakcyjnej furtki wejścia, a włoska marka – choć nie zawsze dotrzymywała kroku technologicznej czołówce – tym razem wyprzedziła peleton na prostym odcinku: niskiej cenie.