Gdy krążyły plotki o współczesnej interpretacji kultowego F40, wielu fanów obstawiało kolejne auto z rodziny Icona. Ferrari zagrało jednak według własnych reguł i zaprezentowało SC40 – pojedynczy egzemplarz przygotowany pod program Special Projects. Samochód jednocześnie składa ukłon legendzie z końca lat 80. i reprezentuje najnowszy kierunek techniczny marki, łącząc turbodoładowane V6 z napędem hybrydowym typu plug-in.

Geneza nieoczekiwanego projektu

Nazwa SC40 zdradza dwie kluczowe informacje: inicjały pochodzą od działu „Special Projects”, a liczba odwołuje się do F40, ostatniego modelu zatwierdzonego przez Enzo Ferrariego i pierwszego seryjnego samochodu, który oficjalnie przekroczył barierę 200 mph. Program SP powstał w 2008 r. jako odpowiedź na rosnące zapotrzebowanie zamożnych kolekcjonerów na spersonalizowane pojazdy i od tego czasu dostarczył kilkanaście unikatowych aut, od SP1 po SP48 Unica. SC40 powstało na zamówienie anonimowego klienta, który chciał zachować ducha F40, lecz jednocześnie otrzymać całkowicie współczesną bazę mechaniczną. Jako fundament wybrano 296 GTB – najświeższy berlinetta marki i pierwszy drogowy Ferrari, w którym silnik V6 pełni rolę głównego źródła mocy.

Dla konstruktorów oznaczało to zupełnie inną architekturę niż w przypadku pierwowzoru. F40 bazowało na rurowej ramie połączonej z kompozytowym nadwoziem, podczas gdy 296 GTB (a zatem i SC40) wykorzystuje samonośną strukturę z włókna węglowego i aluminium, zintegrowaną z modułem akumulatorów. Wyzwanie polegało więc na takim narysowaniu karoserii, aby była wizualnie spójna z legendą, ale spełniała współczesne normy zderzeniowe i aerodynamikę wymagającą hybrydowego układu chłodzenia.

Układ napędowy: sześć cylindrów i elektronika

Centralnie umieszczone V6 ma 2992 cm³ pojemności, 120-stopniowy rozchył cylindrów i dwa turbosprężarki ulokowane wewnątrz rozwarcia, co skraca drogę spalin i poprawia reakcję na gaz. Sam silnik spalinowy generuje 663 KM przy 8000 obr./min i 740 Nm momentu obrotowego. Między jednostką a ośmiobiegową przekładnią dwusprzęgłową zainstalowano motor elektryczny o mocy 167 KM. Łącznie system oferuje 830 KM, czyli ponad 70% więcej niż 478-konna F40, a jednocześnie mieści się w ramach coraz ostrzejszych przepisów emisyjnych Unii Europejskiej.

E-napęd czerpie energię z litowo-jonowego akumulatora o pojemności 7,45 kWh. W trybie „eDrive” auto może przejechać do 25 km bez użycia paliwa, chociaż projektanci otwarcie przyznają, że najważniejszą rolą silnika elektrycznego jest natychmiastowe uzupełnianie momentu obrotowego podczas przyspieszeń i maskowanie turbodziury. Dzięki temu SC40 katapultuje się do 100 km/h w około 2,9 s i rozwija prędkość maksymalną przekraczającą 330 km/h, mimo iż waży blisko 1540 kg – niemal 400 kg więcej od filigranowego F40.

Stylistyka: odwołanie do legendy, spojrzenie w przyszłość

Za linię nadwozia odpowiada Flavio Manzoni, szef Ferrari Design, który pracował ramię w ramię z właścicielem auta. Najbardziej oczywistym ukłonem w stronę pierwowzoru jest stałe tylne skrzydło zakończone charakterystycznym przetłoczeniem z wytłoczoną nazwą modelu. Na pierwszy rzut oka dostrzegalna jest również narożna grafika tylnych reflektorów oraz potrójne wloty powietrza na przednich błotnikach, reinterpretujące słynne nakładki NACA z F40.

Na tym jednak podobieństwa się kończą. Dolne partie nadwozia wykończono w satynowej czerni, tworząc wizualne „przesunięcie” środka ciężkości ku dołowi oraz odcinając wloty powietrza do intercoolerów. Z boku uwagę przyciągają dwukolorowe felgi z wyfrezowanymi kanałami dla chłodzenia hamulców, a nad tylnymi kołami wyrasta masywny shark fin kierujący strugę powietrza na skrzydło. Całość powstała z kilku warstw kompozytów – Ferrari wykorzystało zarówno prepreg T800, jak i nową odmianę lotniczego włókna węglowego, co pozwoliło utrzymać masę struktur aerodynamicznych poniżej 20 kg.

Kokpit to w dużej mierze seryjne wnętrze 296 GTB z dwuosobową konfiguracją i cyfrowym zestawem wskaźników opartym na procesorze firmy Qualcomm. Właściciel pokusił się jednak o nietypową kombinację materiałów: surowe włókno węglowe pozbawione lakieru zderzono z jasnobeżową alcantarą, a na progach wygrawerowano numer VIN w stylu pism technicznych lat 80.

Jedyny egzemplarz i przyszłość hołdów dla F40

SC40 pozostanie pojedynczym dziełem – taka jest zasada panująca w Special Projects, która ma chronić wyjątkowość i wartość pojazdów dla kolekcjonerów. Plotki z Maranello sugerują jednak, że inżynierowie pracują nad szerszym projektem mogącym wejść do linii Icona, roboczo nazywanym F44. W odróżnieniu od SC40, taki samochód byłby produkowany w kilkuset sztukach, łącząc wolnossące V12 z systemem KERS inspirowanym bolidem Le Mans Hypercar, aby uzyskać bezemisyjną jazdę w centrach miast przy zachowaniu tradycyjnej ścieżki dźwiękowej.

Dla miłośników marki oznacza to, że SC40 raczej nigdy nie pojawi się na targach czy prezentacjach – właściciel zamierza korzystać z samochodu wyłącznie na prywatnych torach i drogach w krajach, gdzie obowiązują indywidualne tablice kolekcjonerskie. Jeżeli więc ktoś usłyszy w ciemności charakterystyczne warczenie 120-stopniowego V6 przechodzące w elektryczny świst, będzie to prawdopodobnie jedyna okazja, by zobaczyć „nowe F40” w realnym świecie.