Gdy w 2007 roku w halach montażowych w Stuttgarcie ruszyła produkcja nowej generacji klasy C sygnowanej logo AMG, nikt nie przypuszczał, że powstaje samochód, który za kilka lat będzie wspominany jako ostatni przedstawiciel epoki wolnossących, ośmiocylindrowych Mercedesów klasy średniej. Model C 63 AMG generacji W204 z silnikiem M156 zapisał się w historii nie tylko dzięki spektakularnym osiągom, ale przede wszystkim dzięki unikalnemu charakterowi, którego nie da się pomylić z żadnym współczesnym autem z Affalterbach.
Geneza przełomowego modelu
Dla warsztatów AMG rok 2005 był momentem przełomowym: po pełnym włączeniu firmy do struktur koncernu Daimler inżynierowie z Affalterbach otrzymali możliwość projektowania wersji sportowej równolegle do bazowego nadwozia. Rezultatem była platforma W204 przygotowana od początku z myślą o potężnym V8, sztywniejszej strukturze nadwozia oraz bardziej zaawansowanym zawieszeniu. Konstruktorzy wykorzystali doświadczenia z torowych projektów, takich jak ekstremalne CLK 63 AMG Black Series, aby znacząco poprawić precyzję układu jezdnego i skrócić czasy reakcji na ruchy kierownicy – obszary, w których poprzednie AMG ustępowały rywalom z Monachium.
Inżynieria i dane techniczne
Sercem samochodu pozostał aluminiowy, wolnossący silnik M156 o pojemności 6208 cm³. Standardowa odmiana rozwijała 457 KM i 600 Nm, choć pakiet Performance zwiększał moc do 487 KM, a w limitowanej wersji Black Series do 510 KM. Jednostka wyróżniała się niską masą bloku dzięki zastosowaniu krzemo-ceramicznej powłoki Nanoslide na cylinderkach oraz kutym podzespołom układu korbowego. Maksymalny moment dostępny przy 5000 obr/min, a pełna moc przy 6800 obr/min dawały liniową, natychmiastową reakcję na gaz – rzadko spotykaną w dobie turbodoładowania. Współpracująca z silnikiem siedmiobiegowa przekładnia Speedshift MCT wykorzystywała mokre sprzęgło wielotarczowe zamiast przekładni hydrokinetycznej, co skróciło czas zmiany biegów do 100 ms i umożliwiło procedurę startową „Race Start”. Przyspieszenie do 100 km/h wymagało zaledwie 4,5 s (4,2 s w Black Series), a prędkość maksymalna sięgała 280 km/h po zdjęciu elektronicznego ogranicznika.
Doznania z jazdy
Choć dane na papierze imponują, dopiero za kierownicą widać pełnię charakteru modelu. Hydrauliczne wspomaganie przekazuje więcej sygnałów niż dzisiejsze układy elektryczne, wymagając przy tym zdecydowanego chwytu – przy dużych prędkościach kierownica wyraźnie „pracuje” w dłoniach. Zawieszenie oparto na aluminiowych wahaczach i sztywniejszych tulejach, a opcjonalny dyferencjał o ograniczonym poślizgu pozwalał kierowcy modulować uślizg tylnej osi wyłącznie ruchem prawej stopy. Kontrola stabilności ma trzy tryby: pełną ochronę, tryb sportowy i całkowite wyłączenie. Ta ostatnia opcja zmienia samochód w europejską interpretację muscle cara, w której opona tylna staje się elementem eksploatacyjnym podobnym do klocków hamulcowych.
Konfrontacja z młodszymi generacjami
Następca o oznaczeniu W205 nadal korzystał z V8, lecz już z podwójnym turbodoładowaniem, co poprawiło wyniki emisji i elastyczność, ale odjęło część akustycznej dramaturgii oraz natychmiastowej reakcji na gaz. Obecna klasa C AMG musi z kolei spełniać rygorystyczne normy flotowe, dlatego pod maskę trafiła jednostka R4 wspomagana turbosprężarką i systemem hybrydowym. Wynik 680 KM brzmi imponująco, jednak wyższa masa i bardziej skomplikowana architektura układu napędowego przekładają się na inne – bardziej cyfrowe – wrażenia zza kierownicy. Według testerów niemieckiej prasy branżowej czas okrążenia W204 na północnej pętli Nürburgringu wciąż plasuje się blisko młodszych konstrukcji, co dobrze pokazuje, jak udanym projektem był pierwszy „autorski” C 63.
Perspektywa kolekcjonerska
Rosnące ograniczenia wjazdu do miast, wyższe stawki akcyzy i globalna elektryfikacja sprawiają, że samochody z dużymi wolnossącymi silnikami V8 znikają z ofert producentów. Już dziś zadbany egzemplarz W204 utrzymany w oryginalnej specyfikacji z przebiegiem poniżej 100 000 km potrafi osiągać ceny wyższe niż kilka lat temu nowszy model z turbodoładowaniem. Eksperci domów aukcyjnych zwracają uwagę na egzemplarze z pakietem Performance, nadwoziem kombi oraz rzadką wersją Edition 507 – wszystkie trzy mogą w perspektywie dekady dołączyć do grona najbardziej pożądanych klasyków z gwiazdą. Dla entuzjastów oznacza to ostatnią szansę, by doświadczyć analogowych emocji w samochodzie, który łączy nowoczesną ergonomię z brzmieniem prawdziwej, wolnossącej V-ósemki.