Policyjny weteran na emeryturze: UAZ 469B trafia do muzeum WENA
• 1989 rok produkcji, 36 lat w służbie dolnośląskich patroli
• Napęd 4×4 z reduktorem, benzynowy silnik 2,5 l i ponad 300 mm prześwitu
• Jeden z ostatnich sprawnych radiowozów tego typu w Polsce
• Od wiosny 2024 r. eksponat Muzeum Motoryzacji WENA w Oławie
Widok biało-niebieskiego UAZ-a z brezentowym dachem stał się na Dolnym Śląsku niemal symbolem interwencji w trudnym terenie. Choć od premiery modelu minęło pół wieku, prosta konstrukcja i pełny napęd na cztery koła wciąż pozwalają mu pokonywać błotniste dukty, strome leśne drogi i zaśnieżone przełęcze, gdzie nowoczesne SUV-y często potrzebują wsparcia wyciągarek. Ten konkretny egzemplarz zachował stuprocentową sprawność, a jego przejście na muzealną „emeryturę” stało się doskonałą okazją, by przypomnieć historię jednej z najważniejszych terenówek minionej epoki.
Geneza terenowego klasyka
Projekt UAZ 469 ujrzał światło dzienne w 1972 r., kiedy radzieckie wojsko poszukiwało następcy wysłużonego GAZ-a 69. Inżynierowie z Uljanowskiej Fabryki Samochodów postawili na wyjątkowo prostą, ramową konstrukcję: stalowe nadwozie, resory piórowe, sztywny most z przodu i z tyłu oraz dwustopniową skrzynię rozdzielczą. W zestawieniu z benzynowym, czterocylindrowym silnikiem 2,5 l (około 75 KM) i mechanicznym gaźnikiem powstał wóz niemal nie do zdarcia. Fabryczne dane robiły wrażenie jak na lata 70.: prześwit 300 mm, kąt natarcia 50°, brodzenie bez przygotowania do 700 mm i zasięg ponad 500 km na dwóch zbiornikach paliwa. Od 1976 r. ruszyła produkcja cywilnej odmiany 469B, która szybko trafiła do służb mundurowych w ówczesnych krajach bloku wschodniego, a także do Afryki, Azji i Kuby. UAZ-y patrolowały granice NRD, konwojowały jednostki Armii Czerwonej w Angoli i wzięły udział w radzieckiej interwencji w Afganistanie, gdzie ich zdolność do pracy w temperaturach przekraczających 40 °C była bezcenna.
Policyjna służba na Dolnym Śląsku
Do Polski pierwsze UAZ-y trafiły pod koniec lat 70. i szybko rozdzielono je pomiędzy Milicję Obywatelską, Wojska Obrony Terytorialnej, Straż Graniczną oraz Lasy Państwowe. Egzemplarz z 1989 r., dziś już muzealny, w pierwszych latach funkcjonował w Sudecie Środkowym, gdzie przewoził patrole do trudno dostępnych leśniczówek, służył podczas poszukiwań zaginionych turystów i asystował ratownikom GOPR. Po 1990 r. zmieniono barwy na biało-niebieskie, wprowadzono radiostację UKF oraz polskie tablice kontrolne, ale mechanika pozostała praktycznie nietknięta. W latach transformacji ustrojowej pojazd wielokrotnie uzupełniał nowo zakupione Nivy i Land Rovery, bo koszty utrzymania UAZ-a były nieporównanie niższe. „UAZ nie rozpieszczał komfortem, lecz w górskim terenie ratował nam skórę nie raz i nie dwa” — wspomina insp. Tomasz Jędrzejowski, zastępca komendanta wojewódzkiego we Wrocławiu. Do samego końca pojazd utrzymywano w gotowości bojowej: wymieniano przewody hamulcowe, uszczelniano mosty, a gaźnik regularnie regulował mł. insp. Włodzimierz Szydłowski, policyjny specjalista od pojazdów zabytkowych.
Muzeum WENA – nowy dom dla weterana
Powstałe w 2024 r. Muzeum Motoryzacji WENA w Oławie mieści się w zabudowaniach dawnej cegielni, gdzie na powierzchni blisko 3000 m² zgromadzono ponad 120 pojazdów z lat 1945-1990. Obok UAZ-a można zobaczyć m.in. sanitarną Warszawę 223, prototypowego Żuka A-11, oliwkową Syrenę 105 oraz motocykle WSK i radzieckie IŻ-49. Kurator ekspozycji zadbał o autentyczne wyposażenie radiowozu: lampę sygnalizacyjną typu R-5, oryginalny zestaw noszy polowych i skrzynkę narzędziową z kluczami w calowym rozmiarze, których w nowoczesnych serwisach nikt już dziś nie używa. Zwiedzający mogą zajrzeć do środka, dotknąć metalowej tabliczki znamionowej i przekonać się, jak twarde były siedzenia w czasach, gdy pianka poliuretanowa była towarem deficytowym.
Ludzie, którzy doprowadzili go do mety
Symboliczne przejście UAZ-a na emeryturę odbyło się wiosną 2024 r. Samochód pokonał własnym napędem trasę z Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu do Oławy. Za kierownicą siedział insp. Tomasz Jędrzejowski, a na fotelu obok miejsce zajął mł. insp. Włodzimierz Szydłowski, który od lat doglądał radiowozu i pilnował, by każda śruba była dokręcona z fabrycznym momentem. Po niespełna 40 kilometrach podróży weteran wjechał do muzealnej hali przy oklaskach zaproszonych gości. Od tej chwili jego misją nie jest już patrolowanie gór, lecz przypominanie młodszym pokoleniom, że prostota konstrukcji i determinacja ludzi potrafią stworzyć sprzęt zdolny przetrwać więcej niż jedno pokolenie użytkowników.</p