Jak feniks powstający z popiołów i rockman, który po każdej burzliwej trasie wraca na scenę jeszcze głośniejszy, brytyjska marka TVR znów przypomina o sobie światu. Po latach deklaracji, które gasły szybciej, niż rozgrzewał się jej legendarny wydech, pojawiła się nowa szansa: firma trafia pod skrzydła Charge Holdings. Ta transakcja otwiera kolejny rozdział w historii producenta słynącego z bezkompromisowych, spalinowych potworów – tym razem z wyraźną zapowiedzią elektryfikacji. Czy klasyk z Blackpool naprawdę znajdzie dla siebie miejsce na nowoczesnym rynku aut o niskiej emisji?

Nowy właściciel, nowe realia

Charge Holdings, mało znany jeszcze kilka lat temu podmiot z Wielkiej Brytanii, ogłosił przejęcie pakietu kontrolnego w TVR Automotive. Grupa powstała, by konsolidować niszowych producentów i specjalistyczne zakłady, budując zaplecze do wytwarzania krótkich serii samochodów o wysokiej marży. W komunikacie prasowym prezes Charge Holdings Paul Abercrombie podkreślił, że „połączenie dziedzictwa TVR z naszym doświadczeniem w technologiach zeroemisyjnych stworzy portfolio pojazdów, jakiego w Europie jeszcze nie było”.

Dla Charge Holdings kluczowe znaczenie ma doświadczenie wyniesione z projektu Charge Cars – elektrycznego restomodu Mustanga z oficjalną licencją Forda. Choć przedsięwzięcie przeszło zawirowania, to pozwoliło zbudować kompetencje w zakresie układów napędowych EV, produkcji małoseryjnej i homologacji na rynkach globalnych. Przejmując TVR, grupa zyskuje markę o rozpoznawalnym logo i wiernym gronie entuzjastów, co ma ułatwić komercjalizację kolejnych projektów.

Griffith – od obietnicy do rzeczywistości

Kluczowym testem wiarygodności nowego właściciela będzie wprowadzenie do sprzedaży modelu Griffith. Prototyp sportowego coupé, ujawniony już w 2017 roku, powstał we współpracy z inżynierem Gordonem Murrayem i korzystał z jego autorskiej architektury iStream. Zapowiadano wówczas 5-litrowy silnik V8 bazujący na jednostce Forda Coyote, moc około 500 KM, napęd na tylne koła i masę poniżej 1300 kg – parametry mogące śmiało rywalizować z Porsche 911 GT3. Produkcja miała ruszyć w walijskim Ebbw Vale, ale poza garścią ręcznie wykonanych prototypów auto nigdy nie opuściło zakładu.

Dziś Charge Holdings deklaruje, że Griffith trafi do klientów jeszcze przed premierą pierwszej elektrycznej platformy. Nie wykluczono zarazem aktualizacji konstrukcji: mówi się o lżejszych materiałach kompozytowych, przeprojektowanej aerodynamice i opcjach napędu hybrydowego, które zmniejszyłyby ślad węglowy bez rezygnacji z charakteru wolnossącego V8. Otwarte pozostaje pytanie o miejsce montażu – dawna fabryka w Walii stoi gotowa, lecz rozpatrywane jest też wykorzystanie nowoczesnego zaplecza lakierni LAB.364, należącej do tego samego holdingu.

Elektryfikacja bez kompromisów

Po zrealizowaniu projektu Griffith spółka planuje wprowadzić modułową platformę przeznaczoną dla lekkich samochodów sportowych o napędzie elektrycznym. Z nieoficjalnych informacji wynika, że bazową konfiguracją będą dwa silniki w układzie tylnonapędowym o łącznej mocy około 450 kW oraz akumulator o pojemności 80-90 kWh, oparty na ogniwach NCM czwartej generacji. Inżynierowie Charge Cars testują również budowę baterii w strukturze B-in-C (Battery-in-Chassis), co obniży środek ciężkości i poprawi sztywność skrętną – kluczową w samochodach o sportowych aspiracjach.

Strategia zakłada zachowanie atrybutów kojarzonych z historycznymi modelami TVR: niskiej masy, analogowego prowadzenia i efektownego brzmienia. To ostatnie ma zapewnić aktywny system dźwięku, podobny do rozwiązań stosowanych dziś w elektrycznym Abarth 500e czy Hyundaiu Ioniq 5 N. Dzięki temu inżynierowie liczą, że uda się przekonać konserwatywnych fanów V8, iż emocje i zeroemisyjny napęd nie muszą się wykluczać.

Budowanie butikowego imperium

Przejęcie TVR jest częścią szerszego planu stworzenia ekosystemu marek niskonakładowych. W ramach holdingu działają już trzy filary: Charge Cars (restomody i konwersje klasyków), TVR (nowoczesne sportowe pojazdy nawiązujące do brytyjskiego dziedzictwa) oraz LAB.364 (zakład lakierniczy i studio customizacji). Dzięki takiej strukturze każdy projekt – od aluminiowych elementów nadwozia po finalne wykończenie wnętrza – może powstawać w obrębie jednej grupy. Pozwala to skrócić łańcuch dostaw, zwiększyć kontrolę jakości i zaoferować klientom daleko idącą personalizację.

Rynek samochodów ultra-niskoseryjnych rośnie, czego przykładem jest sukces firm takich jak Singer Vehicle Design, Rimac czy Automobili Amos. Konsumenci zamożni, poszukujący unikatowych produktów, są skłonni zapłacić premię za ręczne wykonanie i odważny design. Charge Holdings zamierza wykorzystać ten trend, a odświeżona marka TVR ma stać się wizytówką całego przedsięwzięcia – pojazdem, który przyciągnie uwagę mediów i otworzy drzwi do kolejnych, jeszcze bardziej innowacyjnych projektów.

Ryzyka i szanse na sukces

Mimo ambitnych zapowiedzi przed nowym właścicielem piętrzą się wyzwania typowe dla małoseryjnych producentów. Po pierwsze, konieczne będzie spełnienie restrykcyjnych regulacji dotyczących bezpieczeństwa i emisji – szczególnie w Stanach Zjednoczonych, gdzie leży połowa potencjalnego rynku. Po drugie, konkurencja w segmencie elektrycznych supersamochodów z niskim wolumenem rośnie: swoje projekty rozwijają Lotus (Eletre, Emeya), Alpine (A290) czy chorwacki Rimac (Nevera). Wreszcie, historia TVR pokazuje, jak łatwo entuzjazm może rozsypać się w starciu z realiami finansowymi.

Z drugiej strony marka dysponuje dziedzictwem, którego nie da się kupić z dnia na dzień. Jeśli Charge Holdings doprowadzi Griffitha do produkcji i dostarczy pierwsze egzemplarze elektrycznego coupé w zapowiadanym 2026 roku, zyska przewagę wizerunkową trudną do podważenia. Połączenie silnej narracji historycznej z kompetencjami w dziedzinie napędu EV może sprawić, że nowe TVR stanie się jednym z najciekawszych przypadków renesansu w branży motoryzacyjnej ostatnich lat.