Jeszcze kilka lat temu elektryczny samochód uchodził za luksusowy gadżet, który w salonach oglądali głównie entuzjaści nowych technologii. Dziś sytuacja zmienia się na oczach kierowców w całej Europie: większa podaż modeli, wyścig cenowy napędzany przez producentów z Azji oraz rekordowo tanie ogniwa litowo-jonowe sprawiły, że bariera wejścia do świata elektromobilności zdecydowanie się obniża. Najnowszy raport „Faktor E. W poszukiwaniu impulsów nowej mobilności”, przygotowany na próbie 5300 respondentów z dziesięciu rynków europejskich, pokazuje, że niemal co drugi badany deklaruje chęć posiadania auta z napędem wyłącznie elektrycznym.
Dynamiczny spadek cen potwierdzają dane branżowe: według analiz Otomoto średnia cena nowego pojazdu typu BEV (Battery Electric Vehicle) oferowanego na platformie zmniejszyła się od początku roku o 14%, a samochody kilkuletnie potaniały o 11%. Równolegle, jak podaje BloombergNEF, globalny koszt wytworzenia baterii litowo-jonowej w 2023 r. obniżył się do 139 USD/kWh – o ponad 80% mniej niż dekadę temu. To właśnie akumulatory stanowiły dotychczas najdroższy komponent elektryka, dlatego ich tańsza produkcja błyskawicznie przekłada się na niższe cenniki u dealerów.
Elektryczny przełom cenowy w liczbach
W 2022 r. różnica między średnią ceną osobowego BEV a tradycyjnym autem benzynowym na rynku pierwotnym w Europie przekraczała 40%. Dziś, jak wynika z symulacji firmy analitycznej JATO Dynamics, rozjazd zmalał do około 25%, a w segmencie miejskich crossoverów – do zaledwie 10%. ACEA szacuje, że w pierwszej połowie 2025 r. liczba rejestracji samochodów elektrycznych w Unii Europejskiej wzrosła o 14% rok do roku, co nastąpiło mimo ogólnego spadku popytu na nowe auta. O rosnącej presji cenowej świadczy też ofensywa marek z Chin: w ubiegłym roku do europejskich salonów wprowadzono ponad 20 premier elektryków z Państwa Środka, z których kilka wyceniono poniżej 25 tys. euro brutto.
„Kiedy koszt szybkiej produkcji baterii spada, a na rynek wchodzą nowe, konkurencyjne platformy, producenci muszą rewidować strategie cenowe szybciej niż kiedykolwiek wcześniej” – komentuje dr Anna Wieczorek, ekspertka ds. zrównoważonej mobilności w firmie doradczej Mobility Insight. Jej zdaniem, jeśli obecny trend utrzyma się do 2027 r., w najpopularniejszych segmentach samochód elektryczny zrówna się cenowo z odpowiednikiem spalinowym nawet bez subsydiów państwowych.
Kto naprawdę chce jeździć na prąd?
Z raportu „Faktor E” wynika, że 48% kierowców w Europie zamierza dokonać zakupu elektryka w ciągu kilku lat, a wśród właścicieli hybryd ten odsetek wzrasta do 57%. Największą otwartość na zmianę napędu wykazują osoby w wieku 26–35 lat oraz przedstawiciele klasy średniej z dochodami netto między 5000 a 7900 zł miesięcznie. Co ciekawe, aż jedna trzecia ankietowanych zarabiających do 4000 zł deklaruje gotowość do rozważenia EV, jeśli znajdzie ofertę mieszczącą się w ich budżecie. To grupa, która wcześniej była praktycznie nieobecna w segmentach zeroemisyjnych.
W przestrzeni publicznej wciąż jednak pokutuje przekonanie, że auto elektryczne to towar premium. 43% europejskich respondentów nadal uważa go za produkt dla bardziej zamożnych, choć w krajach takich jak Hiszpania czy Niemcy odsetek osób przekonanych, że „jest ich stać na EV” oscyluje już wokół 40%. W Polsce tylko 29% badanych dzieli to przekonanie, ale trend jest wzrostowy: rok temu taki sam pogląd wyrażała co czwarta osoba.
Finansowanie i informacja – dwa słabe ogniwa
Całkowity koszt użytkowania (TCO) elektryka bywa już niższy niż samochodu benzynowego, zwłaszcza przy rocznym przebiegu przekraczającym 15 tys. km i przy domowym ładowaniu nocnym. To jednak nie przekonuje wszystkich, bo początkowy wydatek wciąż oznacza wyższy kredyt lub ratę leasingową. W Polsce tylko 29% uczestników badania ocenia swoją sytuację finansową jako „bardzo dobrą”, podczas gdy w Hiszpanii i Wielkiej Brytanii wskaźnik ten wynosi 42%.
Dodatkową barierą jest niski poziom wiedzy o narzędziach wsparcia. Program dopłat „Mój Elektryk” rozpoznaje 55% respondentów, lecz jedynie 16% potrafi przytoczyć jego główne założenia, takie jak maksymalna kwota dotacji czy wymogi dotyczące ceny pojazdu. Jeszcze gorzej wypada świadomość inicjatywy „NaszEauto”, skupionej na rozwijaniu infrastruktury ładowania – słyszało o niej 34% badanych, a zna szczegóły tylko 9%. Ten brak informacji sprawia, że wielu kierowców nie uwzględnia dopłat w kalkulacjach, przez co EV nadal wydaje się poza zasięgiem portfela.
„Jeśli chcemy masowej elektromobilności, musimy mówić o finansowaniu równie głośno jak o zasięgu i czasie ładowania” – podkreśla Michał Kulesza, dyrektor programu e-Transport w Instytucie Energii Odnawialnej. Jego zdaniem administracja i branża leasingowa powinny uprościć wniosek o dopłatę i intensywnie edukować klientów, pokazując konkretne symulacje TCO przy różnych scenariuszach użytkowania.
Nowa faza konkurencji i technologii
Przemysł motoryzacyjny wkracza w etap, w którym każdy punkt procentowy ceny zaczyna decydować o wyborze napędu. Wysyp tańszych modeli z Azji zmusza europejskich producentów do przyspieszenia wewnętrznych programów oszczędnościowych i lokalizacji produkcji baterii. Jednocześnie unijne regulacje wymuszają dalsze redukcje emisji CO₂, co jeszcze bardziej podbija atrakcyjność elektryków w perspektywie kilku lat.
Równolegle rozwija się rynek wtórny – trzy- i czteroletnie BEV-y coraz częściej trafiają do ogłoszeń, a ich ceny spadają szybciej niż w przypadku aut benzynowych. To otwiera drzwi przed użytkownikami, którzy wcześniej nie rozważali zakupu nowego pojazdu. W miarę zagęszczania sieci ładowarek oraz dalszego spadku cen ogniw sodowo-jonowych przewidywanego przez IEA, elektryfikacja flot i prywatnych garaży powinna przyspieszyć, zwłaszcza w krajach o rosnących dochodach modelu klasy średniej.
Receptą na kolejne lata pozostaje więc połączenie trzech czynników: konkurencyjnych cen, przejrzystych programów finansowania oraz szeroko zakrojonej kampanii informacyjnej. Bez tego nawet najbardziej atrakcyjne cenniki nie przełożą się na masową wymianę aut spalinowych na zeroemisyjne. Wszystko wskazuje jednak na to, że motoryzacja właśnie przekracza punkt krytyczny, w którym elektryki zyskują status racjonalnego, a nie ekskluzywnego wyboru.