Kiedy trzy lata temu Nissan musiał przyznać, że rosnące koszty rozwoju, pandemia oraz gwałtownie zmieniające się przepisy emisyjne podkopały jego rentowność, zarząd obiecał plan naprawczy i nową gamę pojazdów elektrycznych. Dziś firma faktycznie przyspiesza elektryfikację, lecz jednocześnie szuka sposobu, by odzyskać dawny prestiż. Najmocniejszą kartą pozostaje legendarny GT-R – samochód, który nie tylko windował sprzedaż na torach wyścigowych, lecz także budował wizerunek marki w grach wideo i kinowych hitach. Problem w tym, że od wygaśnięcia ostatniej generacji R35 producent wciąż nie zdefiniował jednoznacznej strategii dla następcy, a rynek sportowych aut na prąd jest dziś wyjątkowo chwiejny.
Dziedzictwo modelu GT-R – od toru do ikon popkultury
Pierwszy Skyline GT-R zadebiutował pod koniec lat sześćdziesiątych i od razu zapisał się w historii japońskiego motorsportu. Kolejne ewolucje – R32, R33 i przede wszystkim R34 – zdobyły status kultowych dzięki obecności w serii Gran Turismo, Need for Speed oraz w hollywoodzkiej franczyzie poświęconej nielegalnym wyścigom ulicznym. Ostatnia odsłona R35, zaprezentowana w 2007 r., produkowana była rekordowo długo, a konstrukcja z biegiem lat doczekała się licznych modernizacji silnika VR38DETT, zawieszenia i aerodynamiki. To stworzyło oddaną społeczność fanów, lecz także podniosło oczekiwania wobec tego, czym powinien być następny GT-R – natychmiastową ikoną, nie kompromisem.
Poszukiwanie nowej formuły na samochód flagowy
Strategia korporacyjna Nissan Ambition 2030 zakłada wprowadzenie kilkunastu pojazdów zeroemisyjnych do końca dekady, inwestycje w akumulatory półprzewodnikowe i ograniczenie kosztów produkcji o 30%. W tym pejzażu tradycyjny, spalinowy supersamochód nie mieści się ani finansowo, ani regulacyjnie – szczególnie po zaostrzeniu norm w Europie i Stanach Zjednoczonych. Zarząd rozważa więc wyłącznie wariant elektryczny, jednak stale analizuje, czy popyt na sportowe EV osiągnie poziom uzasadniający projekt wart setki milionów dolarów. Dyrektor działu produktu przyznaje, że firma „sprawdza różne scenariusze”, od drastycznego odchudzania platformy, po hybrydę z mikro-turbiną – wszystko, by jednocześnie dostarczyć emocje i spełnić wymagania emisji CO₂.
Hyper Force: wizja inżynierów z Jokohamy
Zeszłoroczny concept-car Hyper Force dał przedsmak tego, jak mógłby wyglądać GT-R ery elektrycznej. Futurystyczne nadwozie z włókna węglowego, aktywna aerodynamika i napęd na cztery koła sterowany niezależnie przy każdym kole sugerują osiągi z najwyższej półki. Projekt zakłada wykorzystanie akumulatorów półprzewodnikowych o dużej gęstości energii, zdolnych zasilić dwusilnikowy układ o mocy około jednego megawata, czyli blisko 1 350 KM. Kabina łączy wyświetlacze rozszerzonej rzeczywistości z klasycznymi przełącznikami, celując zarówno w fanów cyfrowych gadżetów, jak i tradycyjnych entuzjastów mechaniki. Oficjalnie podkreśla się, że Hyper Force to „realna propozycja”, lecz w kuluarach mówi się o pierwszej połowie następnej dekady jako najwcześniejszym terminie rynkowego debiutu.
Sportowe samochody elektryczne: rynek w fazie turbulencji
Segment luksusowych i wyczynowych EV notuje ostatnio wyraźne spowolnienie. Maserati wstrzymało projekt MC20 Folgore, Porsche przesunęło premierę elektrycznej linii 718, a kilku mniejszych graczy skorygowało plany, tłumacząc to rosnącymi kosztami komponentów i niepewnością nabywców wobec dostępności szybkiej infrastruktury ładowania. Jednocześnie rządy odchodzą od wysokich dopłat do aut premium, a stopy procentowe utrudniają finansowanie zakupu drogich pojazdów. W efekcie producenci wstrzymują lub redukują inwestycje w nisze o ograniczonym wolumenie, koncentrując się na modelach masowych, które szybciej generują zwrot z kapitału.
Warunki powrotu legendy
Dla Nissana kluczowa będzie dwutorowa zmiana: optymalizacja kosztów akumulatorów dzięki produkcji półprzewodników na dużą skalę oraz odczuwalne ożywienie popytu na sportowe EV. Bez spełnienia tych kryteriów projekt nowego GT-R pozostanie widowiskową makietą, mającą jedynie wspierać wizerunek marki na targach i w mediach społecznościowych. Jeżeli jednak technologia stanieje, a klienci przekonają się do elektrycznych samochodów o wysokich osiągach, japoński koncern ma szansę przywrócić swój najsłynniejszy model – już nie jako spalinową bestię, lecz jako wizytówkę nowej epoki wysokowydajnej elektromobilności.