61 300 zł – właśnie tyle trzeba dziś przygotować, by opuścić salon w Polsce najtańszym nowym samochodem z silnikiem benzynowym. Jeszcze przed dekadą podobną kwotę przeznaczało się na model klasy wyższej o kilka segmentów, lecz od tamtej pory koszty produkcji, kursy walut i coraz ostrzejsze normy emisji wywindowały ceny w górę. Dodatkowo obecność atrakcyjnych dopłat do aut elektrycznych tymczasowo zniekształca pejzaż rynku, a zapowiadane wyczerpanie środków z rządowych programów może ponownie skierować uwagę klientów ku tradycyjnym konstrukcjom. Jakie spaliniaki pozostają w zasięgu portfela i z jakimi kompromisami muszą liczyć się nabywcy? Poniżej szczegółowy przegląd najtańszych propozycji na przełomie 2025/2026 roku.
Dlaczego segment „low-cost” staje się niszą
Do 2015 r. polscy kierowcy z chęcią wybierali podstawowe wersje miejskich aut, jednak w ostatnich latach ich dostępność zdecydowanie spadła. Producenci wolą koncentrować się na droższych konfiguracjach, bo średnia marża z jednego pojazdu diametralnie wzrosła. Na ten trend nakładają się unijne regulacje – najpierw pakiet WLTP, a wkrótce norma Euro 7 – które wymuszają montaż kosztownych systemów oczyszczania spalin oraz obowiązkowych asystentów jazdy. Efekt uboczny? Różnica cenowa między skromnymi odmianami a bogatszymi zaczyna się zacierać, przez co dealerzy często nie zamawiają bazowych specyfikacji w ogóle. Dla osób szukających „czterech kółek” w rozsądnej cenie oznacza to dłuższe terminy oczekiwania lub konieczność polowania na pojedyncze egzemplarze z puli importera.
Niewiele pomaga fakt, że mikro-hybrydy nie generują dużych oszczędności przy dystrybutorze – ich głównym zadaniem jest poprawa danych katalogowych CO2. Z kolei pełne hybrydy czy elektryki wciąż pozostają droższe w zakupie, jeśli pominąć subsydia. Dlatego wciąż istnieje stabilna, choć kurcząca się, grupa klientów gotowych wybrać sprawdzoną technikę benzynową, nawet kosztem wyraźnie uboższego wyposażenia.
Propozycje do 65 tys. zł – absolutne minimum
Dacia Sandero 1.0 TCe 90 KM – 61 300 zł Budżetowy lider zestawienia, oferujący 90-konny silnik trzycylindrowy. Przyspieszenie do setki trwa 12,2 s, a średnie zużycie paliwa oscyluje wokół 5,7 l/100 km. Najniższy poziom cenowy oznacza jednak brak klimatyzacji, a tym samym ryzyko niższej wartości rezydualnej. Dopłata ok. 4 tys. zł do wersji Expression rozwiązuje ten problem i dodaje lakierowane elementy nadwozia oraz gniazdo USB-C z przodu.
Fiat Pandina 1.0 70 KM M-Hybrid – 63 600 zł Nazwą nawiązuje do kultowej Pandy, lecz pod karoserią kryje się modernizowany, lecz wciąż ten sam projekt z 2011 r. Litrowa jednostka wsparta 48-woltowym alternatorem rozruchowym zużywa w mieście około 5 l/100 km. Standardowa klimatyzacja i czujniki cofania są w cenie, natomiast radio trzeba zamontować we własnym zakresie.
Toyota Aygo X 1.0 72 KM – 63 900 zł Japoński „mikro-crossover” proponuje nieco wyższą pozycję za kierownicą i nadzwyczaj bogate, jak na tę półkę, systemy bezpieczeństwa. Radarowy tempomat, kamera cofania i 17-calowe obręcze wchodzą w bazowy pakiet. W cyklu mieszanym auto spala 5,0 l/100 km, a dopłata 5 tys. zł umożliwia wybór skrzyni bezstopniowej S-CVT.
Auta między 65 a 75 tys. zł – więcej mocy, nieco lepsze wyposażenie
Citroën C3 1.2 PureTech 100 KM – 69 900 zł Trzycylindrowe 100 KM pozwalają uzyskać przyspieszenie 10,6 s do 100 km/h, a francuskie zestrojenie zawieszenia gwarantuje wysoki komfort tłumienia nierówności. Na pokładzie znajduje się klimatyzacja, czujniki cofania i sześć poduszek powietrznych. Warto zwrócić uwagę na obowiązkowe dla tego modelu regularne serwisowanie układu wtryskowego, który jest wrażliwy na jakość paliwa.
Suzuki Swift 1.2 M-Hybrid 83 KM – 69 900 zł Model znany z bardzo niskiej masy (około 920 kg) i ponadprzeciętnej niezawodności według rankingów TÜV i J.D. Power. Silnik z delikatnym wspomaganiem elektrycznym zużywa realnie 4,8 l/100 km. Kamera cofania i system multimedialny z Apple CarPlay znajdują się w standardzie, lecz fotel kierowcy pozbawiono regulacji wysokości.
Kia Picanto 1.0 68 KM – 72 000 zł Koreański „maluch” wyróżnia się siedmioletnią gwarancją producenta. Co prawda 68-konny motor nie rozpieszcza dynamiką (14,0 s 0-100 km/h), lecz bogate wyposażenie bazowe obejmuje klimatyzację, pełne światła LED oraz skórzaną kierownicę. Za kolejne 3,5 tys. zł dostępna jest zautomatyzowana skrzynia i-AMT.
Hyundai i10 1.0 63 KM – 72 300 zł Mniejszy kuzyn Picanto, lecz z nieco bardziej przestronną tylną kanapą. Klimatyzacja, kamera cofania i pakiet systemów wspomagających utrzymanie pasa ruchu tworzą atrakcyjną całość dla flot podmiejskich.
Oferty w przedziale 75–80 tys. zł – kiedy liczy się przestrzeń lub styl
Skoda Fabia 1.0 MPI 80 KM – 73 450 zł Choć nominalnie poniżej 75 tys. zł, model ten kusi największym bagażnikiem w segmencie (380 l) i poprawną ergonomią. Silnik wolnossący nie wykorzystuje bezpośredniego wtrysku, co upraszcza obsługę serwisową.
MG 3 1.5 115 KM – 73 500 zł Brytyjsko-chińska marka proponuje aż 115 KM za niecałe 74 tys. zł, ale testy zderzeniowe Euro NCAP wskazały mankamenty w mocowaniu fotela kierowcy. W standardzie – klimatyzacja automatyczna i wbudowana nawigacja, co może zachęcić młodszych nabywców.
BAIC X3 1.5 SUV – 74 900 zł Najtańszy pojazd o sylwetce SUV-a na rynku. Czterocylindrowy motor generuje 116 KM, a kabina oferuje podobną ilość miejsca co segment B-SUV europejskich producentów. W wyposażeniu seryjnym znajduje się panoramiczny dach i kamera 360°, lecz raporty z chińskich rynków sygnalizują przeciętną odporność lakieru na zarysowania.
Seat Ibiza 1.0 MPI 80 KM – 77 300 zł Hiszpańska wariacja na bazie wspólnej platformy MQB-A0, wyróżniająca się sztywniejszym zawieszeniem, co przekłada się na bardziej dynamiczne prowadzenie. Czujniki parkowania, Bluetooth i centralny ekran 8,25 cali są w standardzie.
Jak kupować, żeby później nie żałować
Decydując się na budżetowy pojazd, warto urealnić oczekiwania. Nabywca, który skusi się na wersję bez klimatyzacji lub z jedną poduszką powietrzną więcej, zaoszczędzi dziś kilka tysięcy złotych, ale przy odsprzedaży może stracić kilkanaście. Kluczem staje się więc rozsądny kompromis między ceną a pakietem udogodnień niezbędnych do codziennej eksploatacji. Wielu dealerów umożliwia indywidualne zamówienie pojazdu, lecz wtedy czas oczekiwania przekracza nieraz pół roku, a zamrożenie środków w zaliczce wystawia kupującego na ryzyko ewentualnych podwyżek cennika. Z kolei egzemplarze „stockowe” są dostępne od ręki, lecz wybór koloru i konfiguracji bywa mocno ograniczony.
Ostatecznie decyzja o zakupie najtańszego auta z salonu to w 2025 r. bardziej chłodna kalkulacja niż spontaniczna przygoda. Mimo wyższych cen wciąż da się jednak znaleźć rozsądne konstrukcje, których koszty utrzymania pozostaną umiarkowane, a techniczna prostota przełoży się na długą żywotność. Jeśli na liście wymagań widnieją: fabryczna gwarancja, przewidywalne raty serwisowe i niska utrata wartości, warto poświęcić dodatkowy czas na skrupulatne porównanie cenników – różnice kilku tysięcy złotych mogą okazać się kluczowe dla domowego budżetu.