Ataki rebeliantów na Morzu Czerwonym a rynek motoryzacyjny

Sektor motoryzacyjny, który już borykał się z wyzwaniami związanymi z pandemią COVID-19 i konfliktem na Ukrainie, teraz stoi przed kolejnym wyzwaniem. Jak informuje „Rzeczpospolita”, ataki rebeliantów Huti na statki kontenerowe na Morzu Czerwonym zmusiły przewoźników do zmiany tras i wydłużenia podróży o około dwa tygodnie. Dodatkowo zwiększone ryzyko podróży morskich skutkuje wzrostem stawek ubezpieczeniowych.

Dłuższy transport i wyzwania z nim związane

Zmiana tras transportowych powoduje nie tylko opóźnienia, ale także znaczące podwyżki kosztów – o około 1 milion dolarów za transport. Firma Stellantis postanowiła skorzystać z droższego, ale szybszego transportu lotniczego, aby dostarczyć niezbędne podzespoły do produkcji. Tesla także odczuwa skutki tego kryzysu i jest zmuszona do wstrzymania produkcji w fabryce pod Berlinem z powodu braku dostaw akumulatorów z Chin. Podobne problemy dotknęły Volvo, które ogłosiło przerwę produkcyjną w swojej fabryce w Gandawie w Belgii z powodu braku skrzyń biegów.

Ryzyko wzrostu cen nowych samochodów

Sytuacja na Bliskim Wschodzie może mieć poważne konsekwencje dla europejskiego rynku samochodowego. Znaczne opóźnienia w dostawach i dodatkowe koszty transportu mogą oznaczać wyższe ceny dla konsumentów. Tym samym nabywcy nowych pojazdów muszą przygotować się na potencjalny wzrost cen w salonach samochodowych.

Konflikt na Morzu Czerwonym ma bezpośredni wpływ na branżę motoryzacyjną. Podnoszone są koszty produkcji i potencjalnie przekładają się na ceny nowych samochodów. Klienci powinni być świadomi tej sytuacji przy planowaniu zakupu nowego pojazdu, szczególnie w kontekście rosnących wyzwań globalnych i regionalnych w łańcuchach dostaw.